... ale jednocześnie beznadziejna ekranizacja książki. Wątki, które pojawiają się i w filmie i w książce można policzyć na palcach jednej ręki. W sumie nie tylko w przypadku tej części tak jest, bo to samo mamy w poprzednich dwóch, czyli w Próbach ognia, oraz Więźniu Labiryntu (tutaj chyba najwięcej wątków pojawia się zarówno w książce jak i w filmie, ale i tak nie jest ich jakoś dużo). Jeśli miałabym stworzyć ranking najgorszych książkowych ekranizacji, to filmy z serii Więzień Labiryntu zajęłyby pierwsze miejsce. Jeśli liczycie na to, że pierwowzór został tutaj dobrze odtworzony (wiadomo - nie da się stworzyć filmu kropka w kropkę identycznego jak książka, ale można w sporym stopniu go odwzorować), to zawiedziecie się i to bardzo.
Lek na śmierć to ekranizacja bardzo kiepska, ale jako film wypada naprawdę genialnie. Można w sumie powiedzieć, że reżyser podczas tworzenia tej produkcji zainspirował się książkami Jamesa Dashnera i używając świata, oraz bohaterów, jakich wymyślił Dashner, stworzył swoją własną wersję tej historii. Pomiędzy książkami, a filmem jest naprawdę sporo różnic, co czyni ten film odrębnym tworem - bardzo udanym, bo te prawie dwie i pół godziny minęły mi nawet nie wiem kiedy i podczas oglądania towarzyszyło mi mnóstwo, często sprzecznych ze sobą emocji.
Tutaj było dosłownie wszystko to, co lubię w filmach - dużo akcji, właściwie ciągle coś się działo, genialni bohaterowie, grani przez rewelacyjnych aktorów (i głównie mam na myśli Dylana O'briena, którego ubóstwiam za rolę Stilesa w Teen Wolf'ie), masa zwrotów akcji, humor, wzruszenia, czarne charaktery, które nie cofną się przed niczym, mnóstwo elementów zaskoczenia, zarąbista damska postać jaką była Brenda (w filmowej wersji zdecydowanie bardziej mi się spodobała niż w książkach), dreszczyk emocji, zarąbiście przedstawione relacje między bohaterami - jednym słowem w Leku na śmierć nie zabrakło niczego.
Z całego serca polecam wam obejrzeć trylogię Więzień Labiryntu przeniesioną na ekrany kin. Ta historia zmiecie was z krzeseł, foteli, kanapy gdziekolwiek byście nie byli - ona was powali i nie pozwoli się łatwo podnieść! Poczujcie ten niesamowity dreszczyk emocji, zobaczcie genialną grę aktorską, rewelacyjnie przedstawione sceny walki - mrożące krew w żyłach, zobaczcie Brendę, która dosłownie wymiata, dajcie się ponieść emocjom (przydadzą wam się chusteczki) i nawet nie zauważycie kiedy zleci cały film. Nie nastawiajcie się jednak na dobrą ekranizację, bo zdecydowanie taka nie jest. Je traktuję ten film jako odrębną historię opartą na świecie wykreowanym przez Dashnera w swoich książkach, z takimi samymi bohaterami. Polecam, polecam, polecam - nawet jeśli trylogia nie przypadła wam do gustu, dajcie szansę filmom, bo jest to inna historia, w której niektóre wątki pokrywają się z książkami, ale jest ich naprawdę niewiele. Obejrzyjcie, warto!
Zwiastun Leku na śmierć: