Nie lubię tego pisać/mówić, ale w tym przypadku niestety muszę - rozczarowałam się. Książka, która miała mnie poruszyć i wywołać emocje zawiodła mnie. Uważam, że autorka zmarnowała potencjał na świetną powieść przez spłycenie jej, wybielenie, ocenzurowanie faktów, które miały być głównym wątkiem tej książki. W Tatuażyście z Auschwitz, obóz koncentracyjny wcale nie wydaje się aż tak okropny jak miało to miejsce w rzeczywistości. To jest największa wada tej pozycji, największy błąd i naprawdę nie rozumiem dlaczego autorka tak bardzo spieprzyła tę książkę przedstawiając obóz jako miejsce, w którym wystarczy odrobinkę zacisnąć zęby i będzie dobrze.
Lale Sokołow trafił do Auschwitz w 1942 roku jako
dwudziestosześciolatek. Jego zadaniem było tatuowanie numerów na
przedramionach przybywających do obozu więźniów. Naznaczanie ich.
Pewnego dnia w kolejce stanęła młoda przerażona dziewczyna – Gita. Lale
zakochał się od pierwszego wejrzenia. I obiecał sobie, że bez względu na
wszystko uratuje ją.
Miałam ogromne oczekiwania wobec tej książki. W zasadzie wszędzie się na nią natykałam - w witrynie księgarni w moim miasteczku, na różnych blogach, na instagramie, w bibliotece - no wszędzie... Kiedy wreszcie odebrałam paczkę, w której znajdowała się ta pozycja nie mogłam się doczekać i praktycznie od razu się za nią zabrałam. Wręcz z wypiekami na twarzy zaczęłam przewracać kartka po kartce i z każdą przeczytaną stroną... coraz bardziej się denerwowałam. Pozwolę sobie na maleńki spoiler, bo scenkę, którą zaraz Wam przytoczę spotykamy już na samym początku powieści. Otóż nasz główny bohater dotarł do Auschwitz. Kiedy tylko zorientował się, że cały dobytek, wszystkie przedmioty jakie więźniowie ze sobą zabrali, jest rekwirowany, nasz bohater podpalił ubrania, w których schował pieniądze aby nie wpadły w ręce Niemców. Wywołał przy tym mały pożar, ale nikogo to specjalnie nie obeszło... Serio? W obozie śmierci, gdzie mordowano za byle błahostkę, wywołanie pożaru nie wzbudziło większego zainteresowania? Noż kurde...
Pożar, który nikogo specjalnie nie zainteresował włączył w mojej głowie
lampkę ostrzegawczą - oho, chyba coś tu nie gra - ale stwierdziłam, okej
to dopiero początek, dalej na pewno będzie dobrze. No i cóż. Nie było.
Gdybym nie miała zielonego pojęcia o tym jak wyglądało życie w
Auschwitz, po przeczytaniu tej książki stwierdziłabym, że nie było wcale
aż tak okropnie. Największą wadą jest tutaj brak opisów
przedstawiających sytuacje jakie rozgrywały się naprawdę w obozie. Byłam
w Auschwitz na wycieczce szkolnej, widziałam to miejsce na własne oczy,
słyszałam o tych wszystkich okropnościach i bestialstwie jakie
doświadczali więźniowie i jestem strasznie zła, że autorka to tak olała,
tak spłyciła.
Główny bohater mógł robić właściwie wszystko na co tylko miał ochotę.
Mógł sobie swobodnie spacerować po obozie, spotykać się ze swoją
ukochaną, nawet za przyzwoleniem kobiety, która pilnowała bloku, w
którym znajdowała się Gita, bo - uwaga - przynosił tejże kobiecie
czekoladki. Takim oto sposobem zakochani mogli rozwijać swoje uczucie,
bo w zasadzie niewiele rzeczy stało im na przeszkodzie. Zresztą nie jest
to jakieś strasznie zaskakujące, bo czytając opis znamy w zasadzie całą
historię. Uważam, że w opisie zdradzono za dużo. Okej, rozumiem, że
jest to historia, która wydarzyła się naprawdę, w zasadzie są to
wspomnienia tytułowego Tatuażysty, ponieważ autorka rozmawiała z nim o
obozie i spisała jego wspomnienia, ale to nie znaczy że od razu musimy
poznawać zakończenie tej historii już w momencie czytania jej opisu...
Nie da się ukryć, że jest to książka, która mnie dosyć mocno zawiodła,
ale nie ukrywam, że dobrze mi się ją czytało. Autorka ma lekki i prosty
styl pisania przez co naprawdę przyjemnie czytało się tę pozycję, ale na
miłość Boską obraz Auschwitz w tej historii mocno odbiega od
rzeczywistości co jest największą, najgorszą wadą tej pozycji. Gdyby
autorka wprowadziła choć kilka opisów tego co naprawdę tam się działo na
sto procent byłabym zakochana w Tatuażyście. No, ale wybaczcie takiego spłycenia, i wybielenia rzeczywistości obozowej jej nie daruję.
Planowałam przeczytać tę książkę, ale czytam o niej sama niepochlebne recenzję, więc chyba sobie daruję.
OdpowiedzUsuńNigdy nie miałam w planach jej czytać i jak widać nic nie tracę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
A wszyscy ją tak polecają.. Tak myślałam. że będzie przereklamowana.
OdpowiedzUsuńJa przeczytałam i mi się absolutnie podobała. Jak wiadomo każdy ma swój gustu. ;)
OdpowiedzUsuńSłyszałam dużo różnych opinii o tej książce i pewnie mimo wszystko po nią sięgnę, ale póki co czuję przesyt jeżeli chodzi o tematykę obozową.
OdpowiedzUsuńOkropna była. nie skonczyłam jej
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie
https://zapiski-ksiazkoholiczki.blogspot.com/2021/02/samantha-young-twoja-wina.html