Nie planowałam czytać tej książki. Nawet o niej nie słyszałam. Po prostu pewnego dnia kiedy odwiedziłam bibliotekę stała sobie dumnie na regale i przyciągnęła mój wzrok, więc stwierdziłam "czemu nie?" i wypożyczyłam sobie Śpiew kukułki. Ilość absurdów w tej pozycji przewyższa chyba nawet Narzeczoną księcia. To wyjątkowo dziwna historia...
Dziesięcioletnia Triss budzi się i czuje, że coś jest nie w porządku. Jak się później okazuje dziewczynka wpadła do jeziora, wcześniej często chorowała i spowodowało to pogorszenie jej stanu zdrowia. Na początku niewiele pamięta, ale z czasem wspomnienia wracają. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, że każdego poranka budzi się z liśćmi we włosach i gałązkami w łóżku, przeraża swoją siostrę i czuje ogromny głód. A jeszcze dziwniejsze jest to, że po pewnym czasie zamiast łez, z oczu lecą jej pajęczyny.... Dziewczynka postanawia odkryć co się z nią dzieje. Trafia na trop człowieka, którego nazywają Architektem, i który może mieć związek ze śmiercią brata Triss....
Książka zapowiadała się obiecująco. Początek mnie wciągnął i czułam, że może to być naprawdę dobra, oryginalna historia. Niestety im więcej stron było za mną, tym bardziej malało moje dobre zdanie o tej pozycji. Coraz więcej absurdów, coraz głupsze wątki i w pewnym momencie stwierdziłam, że mój mózg nie przyjmie ani odrobiny więcej tych bzdur - myślałam, że zakończę swoją przygodę z tą książką gdzieś w połowie, ale nie mogłam zasnąć w nocy, a tylko to miałam pod ręką, więc stwierdziłam że może szybciej zasnę czytając Śpiew kukułki i tak rozdział po rozdziale, strona po stronie skończyłam tę książkę.
Ale! Nie myślcie sobie, że skrupulatnie czytałam każde słowo - co to to nie. Niektórych rozdziałów nie czytałam praktycznie w ogóle - przebiegłam wzrokiem po pierwszych kilku zdaniach, po czym przewracałam kartki zatrzymując się przy dialogach, albo pod koniec rozdziałów. Wydaje mi się, że jakby to wszystko zliczyć to wszystkich nieprzeczytanych przeze mnie stron uzbierało by się dość sporo. I tak jestem z siebie dumna, że poświęciłam tyle czasu na tę książkę, i że w ogóle ją jako tako skończyłam. Uważam to za niezły wyczyn. :D
Nie jeden raz na milion procent śniło wam się pewnie coś wyjątkowo głupiego i nierealnego. Mam wrażenie, że Śpiew kukułki to taki trochę sennik autorki, która opisała w nim wszystkie swoje najbardziej odjechane i pokręcone sny i dodała do tego jakąś fabułę, żeby wszystko w miarę trzymało się kupy. Gadające ptaki, dziwaczni ludzie, zatrzymywanie się między życiem, a śmiercią, jedzenie naprawdę dziwnych rzeczy, dziewczyna płacząca łzami.... To - uwierzcie mi - jest tylko mały ułamek wszystkich absurdów tej powieści, ale nie chcę wam ich zbyt dużo zdradzać, bo unikam spoilerów kiedy piszę o książkach. Czytałam to wszystko i tylko przewracałam oczami. Autorka potrafiła zaskakiwać. Zaskakiwała mnie kolejnymi głupimi wątkami i kiedy myślałam, że więcej bzdur już nie ma prawa znaleźć się w tej książce, to pani Hardinge wyskakiwała z kolejnymi.
Jeśli lubicie tego typu powieści - takie, w których nienormalne staje się normalne, a normalne nienormalne to śmiało możecie się zabierać za Śpiew kukułki. Jeśli nie przeszkadza wam olbrzymia ilość absurdów to śmiało możecie czytać. Nie da się nie przyznać, że ta powieść jest oryginalna i na swój sposób zapada w pamięć, ale niestety wymęczyłam się przy niej jak przy żadnej innej. Po prostu za dużo było tego wszystkiego - nie wiem może autorka myślała, że wrzuci czytelnika w wir wydarzeń, że im więcej nonsensów tym lepiej i ciekawiej - dla mnie było tego po prostu za dużo. Początek zapowiadał się naprawdę fajnie, a wyszło coś dziwnego, głupawego i nudnego. Miało być przyjemnie i fajnie - nie było. A może ja po prostu nie rozumiem tej książki, może ma ona jakiś przekaz, ale go nie dostrzegłam?
Czytaliście? Co sądzicie?
Nie lubię sięgać po książki, których czytaniem męczy, także podziękuję. 😊
OdpowiedzUsuńJa też nie lubię takich książek, ale niestety czasem się taka trafi. :/
UsuńNie lubię absurdalnych historii więc sobie odpuszczam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
recenzje-zwyklej-czytelniczki.blogspot.com
I dobrze, szkoda czasu ;)
UsuńJeszcze nie czytałam tej książki, ale kiedy zauważyłam, że tutaj absurd goni absurd, stwierdziłam jedno – ZDECYDOWANIE muszę to przeczytać! Uwielbiam tego typu historie, bo dzięki temu można oderwać się (i to znacznie mocniej) od naszej rzeczywistości. Udowodniły to już – w moim przypadku – „Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender” oraz „Stulatek, który wyskoczył przez okno...”. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
DEMONICZNE KSIĄŻKI
Haha no w sumie racja - można się oderwać od rzeczywistości, ale akurat tutaj według mnie to oderwanie było dużo za duże. :D Ale skoro lubisz tego typu historie, to Śpiew kukułki powinien ci się spodobać. :)
UsuńPozdrawiam! :)
Jakoś mnie nie przekonuje... Niby ma w sobie coś przyciągającego, ale chyba niewystarczająco.
OdpowiedzUsuńNie polecam, szkoda czasu. ;)
UsuńZ chęcią bym przeczytała tę powieść :) ładne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńMożesz spróbować, dziękuję. ;)
UsuńMyślę, że niestety tym razem nie jest to pozycja dla mnie. ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda na nią czasu. :D
UsuńNie sięgnę po nią, jest tyle świetnych książek, więc za tą podziękuje.
OdpowiedzUsuńNa początku pisałaś, że bohaterka sobie przypomina co się stało... .
Moje pierwsze skojarzenie było związane z książką "Pomiędzy światami". Mnie się podobała, mimo, że była odrobinę przewidywalna. Nie było w niej tyle absurdów co w tej.
Pozdrawiam!
https://pasjanaszymzyciem.blogspot.com/
Szkoda na nią czasu, masz rację - jest tyle świetnych książek, lepiej skupiać się na tych dobrych, niż na tych kiepskich. ;)
UsuńNie słyszałam o tej książce, zaraz sobie ją sprawdzę. :)
Pozdrawiam również! :)