sobota, 24 marca 2018

Powiedz wreszcie prawdę, Dana Reinhardt | opinia

Dzisiaj przychodzę do was z opinią o książce, która jest genialnym czasoumilaczem. Powiedz wreszcie prawdę autorstwa Dany Reinhardt to powieść idealna na odstresowanie się po ciężkim dniu i bardzo przyjemna młodzieżówka, która uczy nas o tym, że trzeba umieć się o siebie zatroszczyć, nie myśleć tylko i wyłącznie o innych, ale czasem zrobić coś dla siebie.


River jest uzależniony. Uzależniony od swojej dziewczyny Penny, nie wyobraża sobie życia bez niej. Dlatego kiedy Penny zrywa z nim w rowerku wodnym na środku jeziora, nie może się z tym pogodzić. Los, przypadek, albo przeznaczenie sprawia, że trafia do ośrodka terapeutycznego Druga Szansa dla młodzieży z problemami. Tam poznaje nowych przyjaciół, niezwykłą dziewczynę, oraz odkrywa samego siebie i uczy się pewnych rzeczy od nowa, a także wplątuje w sieć kłamstw, z których z czasem coraz trudniej będzie mu wybrnąć.

Język powieści jest prosty - typowy dla tego gatunku, dzięki czemu czytanie było prawdziwą przyjemnością i ani się nie obejrzałam, a już skończyłam tę książkę. Autorka potrafiła wciągnąć czytelnika i miała bardzo lekkie pióro. Jej powieść może nie sprawiła, że zmieniło się coś w moim życiu, ale była miłą odskocznią od codziennych obowiązków i fajną rozrywką na wieczór. Powiedz wreszcie prawdę niesie ze sobą ważne przesłanie - czasem potrzeba mocnej zmiany, niezłego kopa, który uświadomi nam niektóre ważne rzeczy i pozwoli na to aby przemyśleć nasze dotychczasowe życie.


River to bohater, który jest hmm... trochę ciapowaty, jeśli mogę go tak określić. Aż trudno sobie wyobrazić, żeby siedemnastoletni chłopak nie umiał poruszać się autobusem w mieście, w którym żyje ładnych parę lat. Był osobą zagubioną, dla której na pierwszym miejscu stała jego dziewczyna Penny. Nie myślał o sobie, chciał głównie spełniać zachcianki Penny i uszczęśliwiać ją. Dopiero po tym jak dziewczyna z nim zerwała, zaczął myśleć o niektórych sprawach, które wcześniej go nie obchodziły. Na kartach powieści śledziliśmy jego przemianę - od chłopaka zagubionego, trochę niezdarnego, do młodego człowieka, który zaczyna myśleć o swojej przyszłości, o sobie samym, a nie tylko ludziach, którzy go otaczają. Ta przemiana jest bardzo dostrzegalna w powieści i czytelnik może śledzić zmiany jakie zachodzą w psychice i zachowaniu Rivera.

Powiedz wreszcie prawdę pokazuje również, że jedno z pozoru niewinne kłamstwo, może pociągnąć za sobą całą lawinę kolejnych, z których później bardzo trudno jest się wyplątać. Powinniśmy się starać być szczerym i nie ważne, czy sprawa dotyczy rzeczy mało istotnych, czy poważniejszych, bo w końcowym efekcie może dojść do tego, że nie będziemy mogli znaleźć wyjścia z sytuacji w jaką się wplątaliśmy przez jedno, z pozoru niewinne kłamstewko. Powieść pani Reinhardt nie jest więc młodzieżówką, która zapewnić ma nam tylko rozrywkę, ale niesie ze sobą również jakieś przesłanie.


Jeśli szukacie książki, która odstresuje was po ciężkim dniu, to polecam wam Powiedz wreszcie prawdę. Nie jest to książka bardzo ambitna, być może za niedługo o niej zapomnę, ale nie żałuję czasu jaki poświęciłam na jej przeczytanie. Niesie ze sobą kilka ważnych lekcji, które mogą się przydać zwłaszcza nastolatkom i jest bardzo przyjemnym czasoumilaczem. A jeśli przymknie się oko na niektóre ciapowate zachowania Rivera, to naprawdę da się go lubić, jest sympatycznym bohaterem i cieszę się, że mogłam poznać jego historię.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Jaguar!


Udostępnij

sobota, 17 marca 2018

Jestem humanistką. Nie czytam lektur. | O lekturach szkolnych słów kilka.

Bardzo lubię czytać książki, przenosić się do innych światów, poznawać różnych bohaterów i wraz z nimi przeżywać różne przygody. Są jednak takie książki, po które nie sięgam. Nie jest w stanie zmusić się do czytania, nigdy nie mogę znaleźć w sobie wystarczającą ilość motywacji, żeby się za nie zabrać, szkoda mi na nie czasu, bo wiem, że i tak nic z nich nie wyciągnę, nie będę się mogła skupić na lekturze i w trakcie czytania moje myśli będą zupełnie gdzie indziej. Panie i Panowie zapraszam na post o lekturach szkolnych znienawidzonych przez mnie książek, których nie czytam (mimo że powinnam :D).


W tym roku zdaję maturę. Jako przedmioty rozszerzone wybrałam sobie polski i angielski. I o ile z tym drugim nie mam problemów, lubię się go uczyć i właściwie wcale się go nie obawiam na maturze, czy to ustnej, czy pisemnej, o tyle z polskim mam pewien kłopot. Nie czytam lektur. W ciągu trzech lat nauki w liceum przeczytałam Jądro ciemności, dwie trzecie Przedwiośnia, szczegółowe streszczenie Ojca Goriota i Kamizelkę. Jestem humanistką, mam rozszerzony polski - siedem godzin w tygodniu, w drugiej klasie było dziewięć, a Lalka, Pan Tadeusz, czy Wesele są mi zupełnie obce. Nie zrozumcie mnie źle - mniej więcej orientuję się co się wydarzyło w tych książkach oraz jakie są w nich postacie, ale gdybyście zapytali mnie o jakiś szczegół, czy o charakterystykę tych postaci, zapewne nie powiedziałabym wam zbyt wiele.


Nie cierpię zmuszać się do czegoś. Czytanie lektur jest według mnie kompletną stratą czasu - nie wyciągnę żadnych lekcji z tych książek, akcja kompletnie mnie nie interesuje, a fabuła jest nudna i ciągnie się jak flaki z olejem. Czas jaki mogłabym spędzić na czytaniu nudnych lektur, wole poświęcić na przeczytanie jakiejś wartościowej książki, która niesie ze sobą mnóstwo ważnych lekcji życia, i która zostanie ze mną na dłużej. Niedawno omawialiśmy Ferdydurke i słysząc o "upupianiu" od mojej nauczycielki miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Z tego co mówiła moja polonistka o tej książce wywnioskowałam, że po jej lekturze miałabym papkę z mózgu oraz nieźle zrytą psychikę. Podziwiam ludzi, którym udało się przebrnąć przez to coś.


Najlepsze z tego wszystkiego jest to, że mimo faktu iż nie czytam lektur - ba, ja nawet streszczeń nie czytam, czasem też w ogóle nie wypożyczam tych książek z biblioteki - mam dobre oceny z polskiego. Nasza polonistka jest hmm... specyficzną osobą, która dość często zapomina o zadanych pracach. Po omówieniu lektury (co trwa strasznie długo - załóżmy że na lekturę X jest przewidziane 5 godzin lekcyjnych, my omawiamy ją w 10 godzin, przez co jesteśmy strasznie do tyłu z materiałem i na bank nie wyrobimy się przed maturą z omówieniem tego wszystkiego, zostało nam bodajże 7 lektur i cały podręcznik do zrobienia, a czasu zostało bardzo mało), zazwyczaj zadaje jakąś rozprawkę związaną z lekturą. Z tym też jest ciekawie, bo zazwyczaj oddaję moje prace po miesiącu, czasem dwóch od upływu terminu i nie ma z tym żadnego problemu, ani konsekwencji w postaci zaniżonej oceny.

Uważam, że kanon lektur, jaki obecnie obowiązuje to jedna wielka porażka. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że być może przez tak beznadziejne lektury, ludzie nie czytają książek - zrażają się do nich po prostu. Pamiętam, że w podstawówce czytałam każdą lekturę jaka była omawiana, bo po prostu podobały mi się, były wciągające i ciekawe. W gimnazjum zaczęłam czytać ich coraz mniej, a teraz to już w ogóle nie zawracam sobie nimi głowy. Matura za niecałe dwa miesiące, a lektury to dla mnie czarna magia... Jednak mój plan jest taki - przeczytać jakieś dokładniejsze streszczenia ważniejszych lektur, te krótsze spróbować przeczytać w całości, a potem - cóż zobaczymy co ma być to będzie.


Najbardziej boję się ustnej matury z polskiego, ale jako że staram się myśleć pozytywnie to liczę, że wylosuję w miarę łatwy temat i będę mogła się odnieść do książek, które przeczytałam tak z własnej woli. Bo przecież wcale nie trzeba się odnosić tylko i wyłącznie do lektur. Ważne żeby motyw się zgadzał. Lektury to zło do którego nie zamierzam się zmuszać i planuję je omijać szerokim łukiem. Dajcie mi znać jakie wy macie zdanie na ten temat. Lubicie czytać lektury szkolne? Może macie jakąś swoją ulubioną? Z chęcią poczytam wasze komentarze na ten temat, do napisania! :)

W tym poście wyraziłam swoje zdanie na temat lektur szkolnych, nie czytam ich i nie zamierzam, ale nie bierzcie ze mnie przykładu. :D
Udostępnij

poniedziałek, 12 marca 2018

Przeciętniaczek... | Kształt wody, Guillermo del Toro, Daniel Kraus | opinia

Kształt wody to książka o niezwykłym uczuciu, brutalnych ludziach, mrocznej przeszłości pewnego bohatera, która mocno wpływa na jego psychikę oraz niemej woźnej, która odegra olbrzymią rolę w całej historii. Liczyłam na coś porywającego i zapadającego w pamięć, a dostałam... ciężki styl autora, ale piękną historię, która pewnie długo zostanie w mojej pamięci.

Kształt wody | Guillermo del Toro, Daniel Kraus | 5/10 | wyd. Zysk i S-ka

Elisa Esposito nie umie mówić. Kontaktuje się ze światem za pomocą języka migowego. Kobieta pracuje jako woźna w Occam - Ośrodku Badań Kosmicznych, gdzie trafia niespotykana istota: pół człowiek - pół ryba, znaleziona gdzieś w najdalszych zakamarkach Amazonii, która staje się najcenniejszym znaleziskiem ośrodka. Zdania co do tego stworzenia są podzielone - niektórzy z naukowców są nim zafascynowani, podczas gdy inni chcą go zabić, a następnie zbadać jego organizm. Nieoczekiwanie miedzy Elisą, a istotą nawiązuje się niezwykle głęboka więź. Tylko czy ta niesamowita relacja ma szansę się rozwinąć?

Kształt wody to powieść, która zaintrygowała mnie swoim opisem. Dziwne stworzenie, niema kobieta i rodzące się uczucie między nimi... Dość wysoko postawiłam poprzeczkę dla tej książki - liczyłam na rewelacyjną historię, ze zwrotami akcji, oraz ciekawą fabułą. Moje oczekiwania zostały poniekąd spełnione, bo historia była dość niezwykła, zapadająca w pamięć, ale styl autora był męczący i początkowo ciężko mi się czytało tę książkę, bo w sumie nic porywającego się nie działo. Na szczęście końcówka ratuje tę powieść i sprawia, że jestem w miarę usatysfakcjonowana lekturą.


Głównym wątkiem jest relacja głównej bohaterki i przedziwnej, niespotykanej istoty, która zostaje schwytana i przewieziona do ośrodka badawczego, gdzie zajmą się nią naukowcy. Jednym z nich jest Strickland - mężczyzna, który brał udział w ekspedycji do mrocznej Amazonii oraz złapał istotę. Jest to człowiek po wielu traumatycznych przejściach, a my jako czytelnicy możemy obserwować jego zachowanie, czytamy o tym co siedzi w jego głowie i jakie blizny pozostawiła w jego umyśle wyprawa. To człowiek bezwzględny, który zrobi wszystko byle tylko osiągnąć swój cel - nawet jeśli w grę wchodzi czyjeś życie. Jest podstępny i bezlitosny, roztacza wokół siebie aurę wyższości. Odegrał ważną rolę w całej powieści, to jeden z tych czarnych charakterów, którego próbujemy w jakiś sposób zrozumieć, przez ciężką przeszłość oraz zmiany na psychice jakie na nim odcisnęła. Podczas czytania scen z tym bohaterem masz ciarki na plecach i zastanawiasz się do czego jeszcze będzie się w stanie posunąć.


Uczucie jakie połączyło Elisę i schwytane stworzenie było relacją niezwykłą. Autor opisał je niezwykle dokładnie i szczegółowo. Czytając sceny z tą dwójką byłam zafascynowana, z ciekawością przewracałam kolejne strony byle tylko dowiedzieć się co będzie dalej i jak potoczą się ich losy. Jeśli chodzi o styl autora - z tym bywało różnie. Muszę przyznać, że niejeden raz zdarzyło mi się opuścić stronę, lub dwie, bo opisywane wydarzenia były po prostu nudne. Wolałam wczytywać się w historię Elisy, niż w przydługie i nieciekawe wątki drugoplanowe, które na dłuższą metę męczyły mnie i zniechęcały do dalszej lektury. Auotr pisze w sposób dokładny, ale dość ciężki, przez co czytanie wymagało sporego skupienia. Nie mogę też powiedzieć, że szybko skończyłam tę książkę, ponieważ jej czytanie zajęło mi tydzień, w którego trakcie zdarzało się, że w ogóle nie miałam ochoty na kontynuowanie lektury, ale czułam się zaintrygowana dalszymi losami głównej bohaterki, co sprawiało, że nie poddawałam się tak łatwo i z uporem czytałam dalej, omijając nudne fragmenty, a skupiając się na tych ciekawych.


No i końcówka - najlepsza część powieści. Przez trzy czwarte książki akcji było niezbyt wiele, czasem działo się coś bardziej porywającego, ale były to tylko krótkie epizody. Natomiast na końcu autor poszalał i przelał na te kilka ostatnich stron całą masę akcji. Oj, działo się tam naprawdę wiele. Nawet nie zauważyłam kiedy skończyłam czytać, końcowe rozdziały bardzo mnie pochłonęły. Naprawdę warto troszkę się pomęczyć i ponudzić na początku dla takiej niesamowitej końcówki. Myślę, że kiedyś obejrzę film żeby mieć porównanie i móc stwierdzić co jest lepsze. Kształt wody wywarł na mnie dość dobre wrażenie, dzięki relacji Elisy i istoty (nie mogę inaczej określić tego pół człowieka - pół ryby, bo w sumie w książce nie poznałam jego określonej nazwy), oraz ciekawej, pełnej akcji końcówki. Niestety dużym minusem jest ciężki styl jakim posługiwał się autor, co bardzo utrudniało czytanie. Historia Elisy Esposito na pewno zostanie w mojej pamięci, bo była oryginalna, ale zaliczam ją do przeciętniaczków, nie miała "tego czegoś". :)

Za egzemplarz dziękuję zazyjkultury.pl 

 
Udostępnij

poniedziałek, 5 marca 2018

Najgorsza bohaterka książkowa? | Srebrny łabędź, Amo Jones | opinia

Srebrny łabędź to książka, która wpadła mi w oko jeszcze w styczniu podczas przeglądania lutowych zapowiedzi. Kiedy tylko zobaczyłam tę śliczną okładkę i ciekawy opis, bardzo chciałam ja przeczytać. Teraz kiedy jestem już po lekturze, czuję się rozczarowana i troszkę zniesmaczona. 

Srebrny łabędź | Amo Jones | 2/10 | wyd. Kobiece

Kiedy matka Madison Montgomery dokonuje zabójstwa, po czym pozbawia się życia, świat nastolatki wywraca się do góry nogami. Dziewczyna pochodzi z bardzo zamożnej rodziny i po jakimś czasie jej ojciec żeni się ponownie, po czym przeprowadzają się, a Madison trafia do szkoły prywatnej w zupełnie nowym miejscu. Stopniowo zawiera nowe przyjaźnie, ale wpada też w oko pewnej elitarnej grupie - Elite King’s Club. Chłopaki rozsiewają wokół siebie aurę tajemniczości, a nawet grozy. Dlaczego są tak zainteresowani Madi? Czy dziewczyna rozwiąże zagadki, które krążą wokół tej grupy?

Dużo wulgaryzmów


Na samym początku zaznaczę, że Srebrny łabędź to absolutnie nie jest książka dla młodszych, albo wrażliwszych czytelników, ze względu na dużą ilość wulgaryzmów, brutalności i erotyzmu. Przyznam się szczerze, że podczas czytania, kilka razy byłam naprawdę zniesmaczona zachowaniem głównej bohaterki, słownictwem jakim posługiwali się bohaterowie, albo niektórymi scenami opisywanymi przez autorkę. Było to po prostu niesmaczne i miałam ochotę zamknąć książkę, schować gdzieś głęboko w szafie (co nawet zrobiłam :D) i już nigdy więcej do niej nie wracać. Ale...


...ale po upewnieniu się, że Srebrny łabędź spoczywa dobrze schowany w najczarniejszym zakamarku mojej szafy, pomyślałam sobie, że może by tak warto dać tej książce jeszcze jedną szansę i spróbować przymknąć oko na tą całą masę wulgaryzmów, okropne zachowanie Montgomery (o czym będzie osobny akapit trochę niżej) oraz niektóre sceny opisywane w niesmaczny i ordynarny sposób. Tak więc po dłuższym namyśle wyciągnęłam Srebrnego łabędzia z powrotem aby ujrzał jeszcze raz światło dzienne i kontynuowałam lekturę.

Tajemnice, sekrety, zagadki...


Teraz jak tak o tym myślę, to wydaje mi się, że głównie za sprawą niekończącej się ilości zagadek, tajemnic i pragnieniu odkrycia tego o co trak właściwie chodzi w całej tej historii, dałam tej powieści drugą szansę. Bo musicie wiedzieć, że autorka sypie tajemnicami i niedopowiedzeniami właściwie od początku książki. Najlepsze jest to, że po jej zakończeniu, dalej nie wiem o co w tym wszystkim chodziło i dlaczego Elite King’s Club było tak tajemniczą i elitarną grupą, o której krążyło mnóstwo plotek, ale tak właściwie nic dokładniejszego nie było wiadomo o jej członkach. Liczyłam na to, że przynajmniej część zagadek z tej powieści zostanie rozwiązanych, że autorka rzuci trochę światła na niektóre wątki, a tu... nic. Zero wyjaśnień, tylko kolejne zagadki. Irytujące uczucie, bo można było odnieść wrażenie, że pani Jones sądzi, iż wiemy co siedziało w jej głowie w czasie pisania książki więc nie będzie marnowała papieru na niepotrzebne według niej wyjaśnienia.


A nagroda dla najgłupszej książkowej bohaterki wędruje do...


Kwestia fabularna mniej więcej poruszona, przejdźmy zatem do naszej WSPANIAŁEJ głównej bohaterki Madison, bo wyżej obiecywałam wam osobny akapit poświęcony na tę wyjątkową postać. Tak irytującej, infantylnej i głupiej bohaterki dawno nie spotkałam. Sadzę, że jeśli kiedyś stworzę ranking na najgorsze damskie postacie (hmm - całkiem niezły pomysł, tak swoją drogą) to nasza Madi dostanie (nie)zaszczytne pierwsze miejsce. O ile na początku książki zachowywała się w miarę przyzwoicie, o tyle im bliżej końca, tym bardziej nieznośna się robiła. Ta dziewczyna nie miała żadnego szacunku do siebie samej. Kurde - ona wskakiwała do łóżka każdemu chłopakowi, który miał na to ochotę, wliczając w to bohaterów, którzy jej grozili, byli wobec niej brutalni i otwarcie nią pogardzali. Kiedy było już po wszystkim biedulka użalała się nad sobą twierdząc, że została wykorzystana jak zabawka... po czym wskakiwała do łóżka kolejnemu facetowi. Madison - ależ ty jesteś zajebista! -,-

Wciągająca fabuła, ale nic poza tym


Srebrny łabędź to powieść, w której znajdziecie naprawdę dużo wulgaryzmów, scen erotycznych (które były niezbyt subtelnie opisane), bohaterkę, która swoją głupotą i brakiem szacunku do siebie bije wszelkie rekordy, elitarną grupę, której członkowie to chamscy nastolatkowie, którzy myślą że dosłownie wszystko im wolno, oraz pełną nierozwiązanych zagadek fabułę, która - trzeba to przyznać - mimo tych wszystkich wad była dosyć wciągająca. Na plus tej pozycji może być fakt, że czyta się ją naprawdę szybko i potrafi czytelnika wciągnąć (bo liczy się na to, że w końcu poznamy rozwiązanie przynajmniej części zagadek), a autorka ma prosty styl co tylko ułatwia czytanie. Spodziewałam się czegoś zupełnie innego i cóż - jestem rozczarowana. Może drugi tom będzie lepszy, ale chyba nie mam ochoty na kolejne spotkanie z Madison i skończę swoją przygodę z twórczością pani Jones na pierwszym tomie jej serii. Mówi się trudno! :)

Za egzemplarz bardzo dziękuję wydawnictwu Kobiece!  

Udostępnij
Designed by Blokotek. All rights reserved.