Tytuł: Starter
Autor: Lissa Price
Tom: 1
Cykl: Starter
Liczba stron: 400
Wydawnictwo: Albatros
Z czym kojarzy Ci się wojna bakteriologiczna? Zapewne z czymś związanym z wirusami, medycyną, cierpieniem, groźnymi bakteriami, które wyciekły w jakiś sposób z tajnego laboratorium, z krzywdami oraz śmiercią niewinnych ludzi. Jednak co potem? Kiedy wojna się skończyła ocaleli jedynie ci poniżej 20 oraz powyżej 60 roku życia. Nauka oraz technika bardzo się rozwinęły - w świecie w jakim żyje Callie wraz z młodszym bratem Taylor'em, starsi ludzie mogą kupować ciała tych młodych oraz korzystać z nich jak z własnych za ogromne pieniądze. Czy Callie sprzeda własne ciało dla dobra braciszka? Co knuje "firma", która zajmuje się sprzedawaniem ciał żywych ludzi? Jak wygląda społeczeństwo po wojnie bakteriologicznej?
Miałam dość spore oczekiwania co do tej książki. Liczyłam że będzie to powiew świeżości, coś nowego - nowe oblicze fantastyki, która powoli mi się przejada. Liczyłam na wspaniałą historię, pełną wzruszeń, zaskoczeń, lekturę od której nie będę się mogła oderwać. Lissa Price stworzyła ciekawą, ale troszkę niedopracowaną wizję świata po wojnie bakteriologicznej. Nie zawiodła mnie, ale mogło być troszkę lepiej.
Skoro mowa o wojnie, od której właściwie wszystko się zaczęło - uważam że jej wątek został potraktowany po macoszemu. Dostaliśmy tylko kilka wzmianek o tym, że takowa wojna miała miejsce, że po niej przeżyli tylko ci poniżej dwudziestu i powyżej sześćdziesięciu lat, ale oprócz tego kompletne nic. Nie wiemy dlaczego do niej doszło, jak wyglądała, kto z kim walczył. Niby była, ale nic o niej nie wiemy. A to według mnie jeden z najważniejszych wątków w książce, szkoda że został pominięty. Zamiast wprowadzać przewidywalny wątek miłosny, autorka mogła się skupić na opisaniu nam wojny bakteriologicznej oraz jej przebiegu.
Ale koniec o wojnie! Przejdźmy do Callie. Główna bohaterka to odważna dziewczyna, która buntuje się przeciwko systemowi. Zaraz, zaraz - to już kiedyś było! Taak, chociażby w Igrzyskach śmierci, do których porównywana jest ta dylogia (drugi tom - Ender wciąż przede mną). Nie zgadzam się z tym porównaniem, które nawet widnieje na okładce. Uważam że Starter to oryginalny i ciekawy cykl, którego potencjał nie został do końca wykorzystany przez autorkę. Przeczytałam Igrzyska chyba ze cztery razy i prócz podobnej bohaterki, oraz wątku buntowania się przeciwko władzy, nie zauważyłam innych podobieństw. To dwie zupełnie inne historie. Denerwuje mnie że większość nowszych książek ma poprzypinane łatki "podobna do...", podczas gdy większość z nich to zupełnie inna bajka.
Starter to powieść, przy której nie można się nudzić. Czytelnik absolutnie nie narzeka na brak akcji, ponieważ tam właściwie ciągle coś się dzieje, co jest wielkim plusem - nawet nie odczułam kiedy minęło te 400 stron. Nie brakuje również elementów zaskoczenia, zwrotów akcji, a nawet wzruszeń - raz byłam bliska płaczu. Bohaterowie są ciekawie wykreowani i posiadają różnorodne cechy charakteru - zarówno zalety jak i wady co dodaje im autentyzmu.
Jeśli szukacie historii z ciekawą fabułą, takiej przy której nie będziecie się nudzić to sięgnijcie po Startera. Mimo iż uważam, że niektóre wątki zostały napisane tak trochę "na odwal się" i nie poprowadzone do końca, przez co nie ma się wrażenia, że wszystko zostało dopięte na ostatni guzik i czuje się przez to lekki niedosyt, to jest to naprawdę intrygująca pozycja z oryginalną fabułą, ciekawym światem oraz pędzącą akcją. Jeśli kiedyś zobaczę Endera gdzieś w bibliotece to zapewne przeczytam, może niektóre wątki ze Startera nabiorą większego sensu po lekturze obu tomów.
Moja ocena: 7/10
Strony
▼
poniedziałek, 31 lipca 2017
czwartek, 27 lipca 2017
Czerwień rubinu - szału ni ma
Tytuł: Czerwień rubinu
Autor: Kerstin Gier
Tom: 1
Cykl: Trylogia czasu
Liczba stron: 344
Wydawnictwo: Media Rodzina
Zamknij oczy, usiądź wygodnie i wyobraź sobie, że mieszkasz w super, wypasionym domu wraz z całkiem sporą rodzinką, która jest dość pokręcona. Dlaczego? Już pomijając te wszystkie tajemnice i zagadki, o których istnieniu nawet nie masz pojęcia, pomijając to że twoja cioteczna babka czasem wpada w jakiś dziwny trans i... przewiduje przyszłość (?), oraz to, że wszyscy traktują twoją kuzynkę Charlottę jak najmądrzejszą, najpiękniejszą i najzdolniejszą osobę w całym wszechświecie, musisz żyć ze świadomością, że właśnie owa Charlotta jest nosicielką genu, który umożliwi podróże. Podróże. W. Czasie. Ale, ale! Pewnego pięknego dnia, kiedy wyskoczyłaś tylko na chwilke z domu żeby coś kupić (przyjmijmy, że to były bułki, bo niestety nie pamiętam xD) to ty przenosisz się kilka lat wstecz, a nie ona. Przypadek? Nie sądzę. xD
Właśnie to spotyka nastoletnią Gwendolyn, która jak się okazuje - posiada super umiejętność podróżowania w czasie. Jakby tego było mało, taką samą umiejętność posiada przystojny (jakżeby inaczej), inteligentny i nieznośny Gideon! Taa - absolutnie nie ma szans żeby Gwen chociaż pomyślała o nim w sensie - oo to mój przyszły chłop! Niee - gdzieżby tam - oni będą się nienawidzić, no a potem... Chyba nie trudno się domyślić. Przewidywalność jeden, Kerstin Gier zero.
Nasza kochana Gwen ma świetne poczucie humoru, które sprawiło, że ja Klaudia, która rzadko kiedy śmieje się przy czytaniu - wybuchnęłam śmiechem. Gwenny zaskoczyłaś mnie na plus! Kiedy już wydaje się, że życie dziewczyny bardziej skomplikowane być nie może - okazuje się że właśnie może! Dziewczyna będzie się musiała zmierzyć z tajemnicami z przeszłości, dziwnymi ludźmi, których było ciut za dużo jak na mój gust, i w sumie w jednym momencie naprawdę ciężko mi się było połapać kto jest kim, oraz zwykłymi codziennymi sprawami. Wraz z Gideonem i swoją przyjaciółką będzie stawiała czoło wszystkim przeciwnościom losu, które na nią czyhają.
Przygody naszej Gwendolyn wciągają i intrygują aż do ostatniej strony, ale - tutaj znów na scenę wchodzi pani Przewidywalność - dość łatwo przewidzieć jak skończy się dana przygoda. Hej - Przewidywalność dwa, Kerstin Gier nadal zero... Muszę jednak przyznać autorce, że stworzyła bardzo interesujących głównych bohaterów, z których każdy miał swoje indywidualne cechy i nie byli oni sztuczni, albo płascy - ma sie wrażenie, że to trójwymiarowi ludzi, którzy żyją tak jak my, z tym że posiadają pewne niesamowite zdolności, których przeciętnym wyjadaczom chleba niestety brakuje. Słabi bohaterowie zero, pani Gier jeden!
Akcja pędzi na łeb na szyję - najpierw jesteś tutaj, potem już gdzieś indziej. Nie sposób się nudzić czytając, ale jak na książkę, która posiada 344 strony, spodziewałam się innego zakończenia. Mocniejszego. Z większą ilością akcji. Z różnymi zwrotami i niespodziankami. Pierwszy tom Trylogii Czasu kończy się tak... nijak. Nie zachęciła mnie ta końcówka do sięgnięcia po kolejny tom i w sumie nie wiem czy to zrobię. Jak na powieść, która swego czasu była tak trudno dostępna, że jedyne egzemplarze jakie były na sprzedaż kosztowały kilkadziesiąt złotych, jak na mnóstwo pochlebnych opinii o tej książce to cóż... jestem trochę zawiedziona. Spodziewałam się czegoś lepszego, a dostałam kilka podróży w czasie, nijakie zakończenie, które za nic nie zachęca do sięgnięcia po dalsze tomy, mnóstwo drugoplanowych bohaterów, których w większości już nie pamiętam, oraz dość rozwlekły wstęp do całej historii. Bo o ile akcja tutaj jest, to wszystko kręci się wokół jednej rzeczy i ciężko mi to wytłumaczyć, ale niby cały czas się coś działo, a jednak odczułam wrażenie że książka była dość nudna i rozwlekła - można było napisać coś więcej przez te 344 strony. Nie jestem usatysfakcjonowana tą historią, ale dla samej Gwenny i wątku podróży w czasie warto się z nią zapoznać. ;)
Moja ocena: 6/10
Autor: Kerstin Gier
Tom: 1
Cykl: Trylogia czasu
Liczba stron: 344
Wydawnictwo: Media Rodzina
Zamknij oczy, usiądź wygodnie i wyobraź sobie, że mieszkasz w super, wypasionym domu wraz z całkiem sporą rodzinką, która jest dość pokręcona. Dlaczego? Już pomijając te wszystkie tajemnice i zagadki, o których istnieniu nawet nie masz pojęcia, pomijając to że twoja cioteczna babka czasem wpada w jakiś dziwny trans i... przewiduje przyszłość (?), oraz to, że wszyscy traktują twoją kuzynkę Charlottę jak najmądrzejszą, najpiękniejszą i najzdolniejszą osobę w całym wszechświecie, musisz żyć ze świadomością, że właśnie owa Charlotta jest nosicielką genu, który umożliwi podróże. Podróże. W. Czasie. Ale, ale! Pewnego pięknego dnia, kiedy wyskoczyłaś tylko na chwilke z domu żeby coś kupić (przyjmijmy, że to były bułki, bo niestety nie pamiętam xD) to ty przenosisz się kilka lat wstecz, a nie ona. Przypadek? Nie sądzę. xD
Właśnie to spotyka nastoletnią Gwendolyn, która jak się okazuje - posiada super umiejętność podróżowania w czasie. Jakby tego było mało, taką samą umiejętność posiada przystojny (jakżeby inaczej), inteligentny i nieznośny Gideon! Taa - absolutnie nie ma szans żeby Gwen chociaż pomyślała o nim w sensie - oo to mój przyszły chłop! Niee - gdzieżby tam - oni będą się nienawidzić, no a potem... Chyba nie trudno się domyślić. Przewidywalność jeden, Kerstin Gier zero.
Nasza kochana Gwen ma świetne poczucie humoru, które sprawiło, że ja Klaudia, która rzadko kiedy śmieje się przy czytaniu - wybuchnęłam śmiechem. Gwenny zaskoczyłaś mnie na plus! Kiedy już wydaje się, że życie dziewczyny bardziej skomplikowane być nie może - okazuje się że właśnie może! Dziewczyna będzie się musiała zmierzyć z tajemnicami z przeszłości, dziwnymi ludźmi, których było ciut za dużo jak na mój gust, i w sumie w jednym momencie naprawdę ciężko mi się było połapać kto jest kim, oraz zwykłymi codziennymi sprawami. Wraz z Gideonem i swoją przyjaciółką będzie stawiała czoło wszystkim przeciwnościom losu, które na nią czyhają.
Przygody naszej Gwendolyn wciągają i intrygują aż do ostatniej strony, ale - tutaj znów na scenę wchodzi pani Przewidywalność - dość łatwo przewidzieć jak skończy się dana przygoda. Hej - Przewidywalność dwa, Kerstin Gier nadal zero... Muszę jednak przyznać autorce, że stworzyła bardzo interesujących głównych bohaterów, z których każdy miał swoje indywidualne cechy i nie byli oni sztuczni, albo płascy - ma sie wrażenie, że to trójwymiarowi ludzi, którzy żyją tak jak my, z tym że posiadają pewne niesamowite zdolności, których przeciętnym wyjadaczom chleba niestety brakuje. Słabi bohaterowie zero, pani Gier jeden!
Akcja pędzi na łeb na szyję - najpierw jesteś tutaj, potem już gdzieś indziej. Nie sposób się nudzić czytając, ale jak na książkę, która posiada 344 strony, spodziewałam się innego zakończenia. Mocniejszego. Z większą ilością akcji. Z różnymi zwrotami i niespodziankami. Pierwszy tom Trylogii Czasu kończy się tak... nijak. Nie zachęciła mnie ta końcówka do sięgnięcia po kolejny tom i w sumie nie wiem czy to zrobię. Jak na powieść, która swego czasu była tak trudno dostępna, że jedyne egzemplarze jakie były na sprzedaż kosztowały kilkadziesiąt złotych, jak na mnóstwo pochlebnych opinii o tej książce to cóż... jestem trochę zawiedziona. Spodziewałam się czegoś lepszego, a dostałam kilka podróży w czasie, nijakie zakończenie, które za nic nie zachęca do sięgnięcia po dalsze tomy, mnóstwo drugoplanowych bohaterów, których w większości już nie pamiętam, oraz dość rozwlekły wstęp do całej historii. Bo o ile akcja tutaj jest, to wszystko kręci się wokół jednej rzeczy i ciężko mi to wytłumaczyć, ale niby cały czas się coś działo, a jednak odczułam wrażenie że książka była dość nudna i rozwlekła - można było napisać coś więcej przez te 344 strony. Nie jestem usatysfakcjonowana tą historią, ale dla samej Gwenny i wątku podróży w czasie warto się z nią zapoznać. ;)
Moja ocena: 6/10
poniedziałek, 24 lipca 2017
Nie ładnie grzebać w cudzych śmieciach! | Indeks szczęścia Juniper Lemon - opinia
Tytuł: Indeks szczęścia Juniper Lemon
Autor: Julie Israel
Tom: 1
Cykl: -
Liczba stron: 372
Wydawnictwo: IUVI
Minęło dokładnie 65 dni od wypadku, który zmienił życie Juniper Lemon na zawsze. Straciła swoją siostrę Camillę i od tamtego czasu jej życie oraz całe otoczenie zmieniło się o 360 stopni. Juniper stara się dzielnie stawiać czoło codziennej rutynie oraz żyć bez Cami. Pomaga jej w tym Indeks Szczęścia, który powstał jeszcze kiedy jej siostra żyła. Nasza bohaterka zapisuje w nim wszystkie dobre chwile, które spotkały ją w danym dniu. Jednak pewnego dnia jedna z fiszek, które wchodzą w skład Indeksu znika. Niby nic strasznego, ale to właśnie na tej fiszce, dziewczyna zapisała swój największy sekret i tajemnicę. Do tego odkryła, że jej siostra spotykała się z tajemniczym "ty". Do czego może doprowadzić grzebanie w cudzych śmieciach? Czy Juniper odnajdzie zaginioną fiszkę?
Kiedy widzę taką okładkę (tak, tak nie oceniaj książki po okładce! xD), od razu przychodzi mi na myśl, że książka będzie lekka i przyjemna, w sam raz na te piekielne upały, które ostatnio nie dają mi normalnie funkcjonować. Powiem wam, że Indeks szczęścia okazał się właśnie taką pozycją - spotkałam tutaj sympatyczną główną bohaterkę, ciekawą historię, oraz tajemnice które rozwiązywałam wraz z Juniper i jej paczką. Śmiało więc mogę powiedzieć, że Indeks szczęścia Juniper Lemon to idealna książka na upalne dni.
Autorka wciąga czytelnika w swoją historię. Dzięki temu, że ma bardzo lekkie pióro, jej powieść czyta się w błyskawicznym tempie co jest kolejnym plusem tej książki. Nie będę ukrywać - to nie jest lektura wyższych lotów, taka którą musicie koniecznie przeczytać i nie zapomnicie o niej przez długi czas. To po prostu przyjemna młodzieżówka, która nada się idealnie aby wziąć ją do ręki i usiąść wygodnie na tarasie, balkonie, czy kocu i zatracić się przez kilka godzin w świecie jaki wykreowała autorka.
Bohaterowie tej książki nie wyróżniają się niczym szczególnym - mnóstwo podobnych możemy poznać w innych książkach tego typu, więc raczej żaden z nich nie zostanie w mojej pamięci na dłużej, ale mimo to bardzo miło spędziłam czas odkrywając różne tajemnice i grzebiąc w śmieciach razem z nimi, w poszukiwaniu odpowiedzi na liczne pytania. Głowna bohaterka czasem denerwowała mnie swoją bezmyślnością i wściubianiem nosa tam gdzie nie powinna - bo prywatność to bardzo ważna sprawa! - ale koniec końców polubiłam ją. Inne postacie były mi raczej obojętne i czuję, że dość szybko o nich zapomnę.
Jeśli szukacie młodzieżówki, która pozwoli wam spędzić miło czas przy czytaniu, zwłaszcza w te upały, to Indeks szczęścia Juniper Lemon będzie idealny dla was. To jedna z tych książek, które czytasz z zapałem, za sprawą przyjemnego stylu autorki, oraz ciekawej historii, ale po kilku dniach o nich zapomnisz. Nie jest to lektura, która koniecznie musi się pojawić w waszej biblioteczce, ale nie zaszkodzi się za nią rozejrzeć gdzieś w księgarni czy bibliotece - to pozycja do relaksu i nada się idealnie jeśli szukacie czegoś niezobowiązującego i lekkiego. Powinna się spodobać fanom twórczości Greena, albo Rowell, jednak mistrzostwo świata to to nie jest. ;)
Moja ocena: 6/10
Autor: Julie Israel
Tom: 1
Cykl: -
Liczba stron: 372
Wydawnictwo: IUVI
Minęło dokładnie 65 dni od wypadku, który zmienił życie Juniper Lemon na zawsze. Straciła swoją siostrę Camillę i od tamtego czasu jej życie oraz całe otoczenie zmieniło się o 360 stopni. Juniper stara się dzielnie stawiać czoło codziennej rutynie oraz żyć bez Cami. Pomaga jej w tym Indeks Szczęścia, który powstał jeszcze kiedy jej siostra żyła. Nasza bohaterka zapisuje w nim wszystkie dobre chwile, które spotkały ją w danym dniu. Jednak pewnego dnia jedna z fiszek, które wchodzą w skład Indeksu znika. Niby nic strasznego, ale to właśnie na tej fiszce, dziewczyna zapisała swój największy sekret i tajemnicę. Do tego odkryła, że jej siostra spotykała się z tajemniczym "ty". Do czego może doprowadzić grzebanie w cudzych śmieciach? Czy Juniper odnajdzie zaginioną fiszkę?
Kiedy widzę taką okładkę (tak, tak nie oceniaj książki po okładce! xD), od razu przychodzi mi na myśl, że książka będzie lekka i przyjemna, w sam raz na te piekielne upały, które ostatnio nie dają mi normalnie funkcjonować. Powiem wam, że Indeks szczęścia okazał się właśnie taką pozycją - spotkałam tutaj sympatyczną główną bohaterkę, ciekawą historię, oraz tajemnice które rozwiązywałam wraz z Juniper i jej paczką. Śmiało więc mogę powiedzieć, że Indeks szczęścia Juniper Lemon to idealna książka na upalne dni.
Autorka wciąga czytelnika w swoją historię. Dzięki temu, że ma bardzo lekkie pióro, jej powieść czyta się w błyskawicznym tempie co jest kolejnym plusem tej książki. Nie będę ukrywać - to nie jest lektura wyższych lotów, taka którą musicie koniecznie przeczytać i nie zapomnicie o niej przez długi czas. To po prostu przyjemna młodzieżówka, która nada się idealnie aby wziąć ją do ręki i usiąść wygodnie na tarasie, balkonie, czy kocu i zatracić się przez kilka godzin w świecie jaki wykreowała autorka.
Bohaterowie tej książki nie wyróżniają się niczym szczególnym - mnóstwo podobnych możemy poznać w innych książkach tego typu, więc raczej żaden z nich nie zostanie w mojej pamięci na dłużej, ale mimo to bardzo miło spędziłam czas odkrywając różne tajemnice i grzebiąc w śmieciach razem z nimi, w poszukiwaniu odpowiedzi na liczne pytania. Głowna bohaterka czasem denerwowała mnie swoją bezmyślnością i wściubianiem nosa tam gdzie nie powinna - bo prywatność to bardzo ważna sprawa! - ale koniec końców polubiłam ją. Inne postacie były mi raczej obojętne i czuję, że dość szybko o nich zapomnę.
Jeśli szukacie młodzieżówki, która pozwoli wam spędzić miło czas przy czytaniu, zwłaszcza w te upały, to Indeks szczęścia Juniper Lemon będzie idealny dla was. To jedna z tych książek, które czytasz z zapałem, za sprawą przyjemnego stylu autorki, oraz ciekawej historii, ale po kilku dniach o nich zapomnisz. Nie jest to lektura, która koniecznie musi się pojawić w waszej biblioteczce, ale nie zaszkodzi się za nią rozejrzeć gdzieś w księgarni czy bibliotece - to pozycja do relaksu i nada się idealnie jeśli szukacie czegoś niezobowiązującego i lekkiego. Powinna się spodobać fanom twórczości Greena, albo Rowell, jednak mistrzostwo świata to to nie jest. ;)
Moja ocena: 6/10
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu IUVI!
wtorek, 18 lipca 2017
Zła krew - opinia | KOŃKURS
Tytuł: Zła krew
Autor: Sally Green
Tom: 1
Cykl: Zła krew
Liczba stron: 400
Wydawnictwo: Uroboros
Natan jest owocem zakazanego związku czarodziejki i czarownika. Jest w połowie biały, a w połowie czarny. Jego ojciec to najbardziej znany czarownik na świecie - nazywa się Marcus. To nie przynosi mu popularności wśród białych, z którymi mieszka oraz wychowuje się. Natan jest prześladowany - bicie i poniżanie to jedne z najbardziej łagodnych rzeczy jakie go dotykają w codziennym życiu. Kiedy wydaje się, że wszystko zaczyna się normować, nadchodzi niespodziewany cios, który dotknie Natana jeszcze bardziej niż wszystko co do tej pory przeżył. Czy chłopak ma szansę na normalne życie? Czy odnajdzie ojca? I o co chodzi z trzeba darami, które ma otrzymać w wieku 17 lat?
Zła krew to książka, która dość długo stała na mojej półce i wreszcie (za sprawą trzeciego zadania Bookathonu) doczekała sie przeczytania. Kiedy dopasowywałam ja do kategorii "Zła książka", miałam na myśli słowo "zło", które występuje w tytule, a nie sam fakt, że jest ona po prostu zła (mam nadzieję, że to zdanie nie wyszło jak masło maślane xD). Liczyłam na fajną książkę osadzoną w świecie magii i trochę podobną do Harry'ego, którego kocham, kocham, kocham x1000. No i moi kochani - zawiodłam się. I to bardzo.
Mimo iż rodziały tutaj są krótkie, to czesto miałam tak że trudno mi było dotrwać do kolejnego, przez monotonność i nudę. Bohaterowie nie wywarli na mnie jakiegoś więskszego wraażeni - byli po prostu zwyczani, płascy, czytałam już wiele książek z podobnymi postaciami, tak że te tutaj nie zapadły mi w pamięć. Początek zapowiadał się obiecująco i zainteresował mnie. Liczyłam na dużo akcji i jej zwrotów, no i niestety się przeliczyłam.
Wiele razy omijałam przydługie fragmenty opisów, albo dialogi, które kompletnie mnie nie interesowały. Szczerze mówiąc to nie wiem dlaczego ta książka ma aż 400 stron, spokojnie można by wszystko poskracać do mniejszej objętości. Pierwsze kilka stron było naprawdę obiecujące, ale potem robiło sie coraz nudniej i nudniej, a na końcu wyszły flaki z olejem zamiast dreszczyka emocji jaki zwykle dostajemy pod koniec książek fantasy. Tutaj końcówka absolutnie mnie nie porwała, wręcz przeciwnie - była dość przewidywalna i tak samo nudna jak pozostałe 3/4 książki.
Autorka nie wywołała u mnie żadnych emocji - czytałam jej powieść właściwie tak z automatu, odliczając strony do końca i omijając spory kawał tekstu. Liczyłam że szybko się z nią uporam, ale czytanie tej książki nie było przyjemne - robiłam to tylko po to żeby sprawdzić czy akcja jakoś się rozwinie, co się stanie na końcu. Teraz wiem, że trzeba było rzucić to w cholerę i zająć się czymś innym. No cóż - nie potrafimy przewidywać przyszłości. Tutaj ta umiejętność by mi się przydała, przynajmniej nie męczyłabym się z tą pozycją.
Piszę tą opinię kilka dni po skończeniu czytania i szczerze wam powiem, że w sumie to już nie bardzo pamiętam o czym ta książka właściwie była. Nie potrafię sobie też przypomnieć niektórych imion jakie tu się pojawiały. To chyba dowodzi, że ta lektura była kompletną stratą czasu. Nie polecam wam Złej krwi - uwierzcie są książki, które dużo bardziej wam się spodobają niż ta. Wiem że na pewno już nigdy jej nie przeczytam i odłożę gdzieś w najdalszy kąt mojej biblioteczki. Jedyny plus tej powieści to całkiem fajny początek oraz postać Aarona, który wydał mi się najbardziej barwnym i żywym bohaterem. Nie polecam.
Moja ocena: 2/10
Autor: Sally Green
Tom: 1
Cykl: Zła krew
Liczba stron: 400
Wydawnictwo: Uroboros
Natan jest owocem zakazanego związku czarodziejki i czarownika. Jest w połowie biały, a w połowie czarny. Jego ojciec to najbardziej znany czarownik na świecie - nazywa się Marcus. To nie przynosi mu popularności wśród białych, z którymi mieszka oraz wychowuje się. Natan jest prześladowany - bicie i poniżanie to jedne z najbardziej łagodnych rzeczy jakie go dotykają w codziennym życiu. Kiedy wydaje się, że wszystko zaczyna się normować, nadchodzi niespodziewany cios, który dotknie Natana jeszcze bardziej niż wszystko co do tej pory przeżył. Czy chłopak ma szansę na normalne życie? Czy odnajdzie ojca? I o co chodzi z trzeba darami, które ma otrzymać w wieku 17 lat?
Zła krew to książka, która dość długo stała na mojej półce i wreszcie (za sprawą trzeciego zadania Bookathonu) doczekała sie przeczytania. Kiedy dopasowywałam ja do kategorii "Zła książka", miałam na myśli słowo "zło", które występuje w tytule, a nie sam fakt, że jest ona po prostu zła (mam nadzieję, że to zdanie nie wyszło jak masło maślane xD). Liczyłam na fajną książkę osadzoną w świecie magii i trochę podobną do Harry'ego, którego kocham, kocham, kocham x1000. No i moi kochani - zawiodłam się. I to bardzo.
Mimo iż rodziały tutaj są krótkie, to czesto miałam tak że trudno mi było dotrwać do kolejnego, przez monotonność i nudę. Bohaterowie nie wywarli na mnie jakiegoś więskszego wraażeni - byli po prostu zwyczani, płascy, czytałam już wiele książek z podobnymi postaciami, tak że te tutaj nie zapadły mi w pamięć. Początek zapowiadał się obiecująco i zainteresował mnie. Liczyłam na dużo akcji i jej zwrotów, no i niestety się przeliczyłam.
Wiele razy omijałam przydługie fragmenty opisów, albo dialogi, które kompletnie mnie nie interesowały. Szczerze mówiąc to nie wiem dlaczego ta książka ma aż 400 stron, spokojnie można by wszystko poskracać do mniejszej objętości. Pierwsze kilka stron było naprawdę obiecujące, ale potem robiło sie coraz nudniej i nudniej, a na końcu wyszły flaki z olejem zamiast dreszczyka emocji jaki zwykle dostajemy pod koniec książek fantasy. Tutaj końcówka absolutnie mnie nie porwała, wręcz przeciwnie - była dość przewidywalna i tak samo nudna jak pozostałe 3/4 książki.
Autorka nie wywołała u mnie żadnych emocji - czytałam jej powieść właściwie tak z automatu, odliczając strony do końca i omijając spory kawał tekstu. Liczyłam że szybko się z nią uporam, ale czytanie tej książki nie było przyjemne - robiłam to tylko po to żeby sprawdzić czy akcja jakoś się rozwinie, co się stanie na końcu. Teraz wiem, że trzeba było rzucić to w cholerę i zająć się czymś innym. No cóż - nie potrafimy przewidywać przyszłości. Tutaj ta umiejętność by mi się przydała, przynajmniej nie męczyłabym się z tą pozycją.
Piszę tą opinię kilka dni po skończeniu czytania i szczerze wam powiem, że w sumie to już nie bardzo pamiętam o czym ta książka właściwie była. Nie potrafię sobie też przypomnieć niektórych imion jakie tu się pojawiały. To chyba dowodzi, że ta lektura była kompletną stratą czasu. Nie polecam wam Złej krwi - uwierzcie są książki, które dużo bardziej wam się spodobają niż ta. Wiem że na pewno już nigdy jej nie przeczytam i odłożę gdzieś w najdalszy kąt mojej biblioteczki. Jedyny plus tej powieści to całkiem fajny początek oraz postać Aarona, który wydał mi się najbardziej barwnym i żywym bohaterem. Nie polecam.
Moja ocena: 2/10
A żeby nie było, że dzisiaj tylko narzekam, to na sam koniec zostawiam was z konkursem, w którym do wygrania pobyt na zamku, oraz kilka książkowych gadżetów (szczegóły na plakacie). ;)
czwartek, 13 lipca 2017
Najlepsza ksiązka tego roku? | [PRZEDPREMIEROWO] Moja Lady Jane
Autor: Cynthia Hand, Brodi Ashton, Jodi Meadows
Tom: 1
Cykl: -
Liczba stron: 432
Wydawnictwo: SQN
Król Edward umiera. Tak drogi czytelniku jego dni są policzone. Z tej racji musi wybrać swojego następcę, który po jego śmierci zasiądzie na tronie Anglii. W ten sposób wpląta swoją najlepszą przyjaciółkę i kuzynkę - lady Jane Grey - w związek małżeński, który będzie miał za zadanie zachować ciągłość jego dynastii, oraz zapobiec anarchii w kraju. Lady Jane Grey ma wyjść za... konia. Nie to nie jest błąd, ona naprawdę wychodzi za mąż za konia. No prawie. Ponieważ Gifford (ale mówcie mu G) jest Eðdianinem, czyli potrafi zmieniać się w zwierzę (jak mnóstwo innych ludzi w szesnastowiecznej Anglii). To tylko niewielki wstęp tej zwariowanej i niesamowitej historii, która serwują nam autorki.
Ta książka jest totalnie pokręcona. Wierzcie mi lub nie, ale bardzo rzadko śmieje się podczas czytania. Natomiast w przypadku Mojej Lady Jane po prostu nie mogłam się powstrzymać i co chwila wybuchałam śmiechem. Już sam opis sugeruje, że nie będzie to do końca normalna historia, lecz coś totalnie przeciwnego (hahah oczywiście w pozytywnym znaczeniu xD). Dialogi między naszymi bohaterami, przerywniki narratorek, oraz ich bujna (naprawdę bujna xD) wyobraźnia i wspaniały styl pisania czynią tę książkę jedną z najwspanialszych i najzabawniejszych jakie przeczytałam w tym roku.
Bohaterów nie da się nie lubić (no chyba, że mowa o tych złych gościach, których z założenia się nie lubi xD). Zarówno Jane, G, Edward, jak i Grace mają ogromny dystans do siebie oraz spore poczucie humoru. Przy tym wszystkim są bardzo wyluzowani oraz bardzo autentycznie wykreowani przez autorki. Nie potrafię wybrać kto z tej czwórki przypadł mi do gustu najbardziej, bo każdy z osobna był świetną postacią.
Rozdziały poświęcone są głównie Jane, G, oraz Edwardowi, a pisane są w trzeciej osobie. W ogóle narracja tej powieści to mistrzostwo świata. Biję pokłony autorkom. Właściwie od samego początku akcja porywa nas ze sobą i nie chce wypuścić aż do ostatniej strony (styl autorek jest tak świetny, że nawet podziękowania czytałam, a nigdy mi się to nie zdarza xD). Ta powieść was zachwyci za sprawą genialnego stylu w jakim jest napisana, historii opowiedzianej zupełnie inaczej niż dotychczas (i dużo, dużo ciekawiej), masie zabawnych dialogów czy sytuacji, wątkiem miłosnym, który jest jednym z najlepszych z jakim do tej pory się spotkałam, oraz świeżym pomysłem na akcję za sprawą Eðianinów.
Wydaje mi się ze tutaj nie ma nic więcej do dodania - ta książka to niesamowita przygoda, pełna magii, uroku, humoru, pozytywnie zakręconych postaci, oraz cudownego stylu i wyobraźni autorek. To powieść idealna dla fanów koni, fretek, pustułek, lisów, psów, a nawet mułów - dla każdego coś dobrego. xD Jeśli chcecie zanurzyć się w świecie szesnastowiecznej Anglii, który jest oparty na PRAWDZIWYCH WYDARZENIACH Z HISTORII TEGO KRAJU, oraz poznać historię na nowo, to po prostu musicie przeczytać Moją Lady Jane. Co ja gadam - tak czy siak powinniście to zrobić. Lektura porwie was z krzeseł i pozwoli na świetną zabawę przez kilka godzin. Na pewno jeszcze kiedyś do niej wrócę. <3
Moja ocena: 10/10
piątek, 7 lipca 2017
Pax - recenzja
Tytuł: Pax
Autor: Sara Pennypacker, Jon Klassen
Tom: 1
Cykl: -
Liczba stron: 296
Wydawnictwo: IUVI
Jestem Pax. Jestem niewielkim liskiem, zostałem uratowany przez Petera - mojego chłopca. Peter opiekował się mną przez pięć niezapomnianych lat, podczas których bardzo się zżyliśmy i pokochaliśmy. Mieszkamy razem z jego tatą, który bywa porywczy i wybuchowy. Pewnego dnia Peter i jego tata wsadzili mnie do samochodu - super, będzie wycieczka... Kiedy wysadzili mnie gdzieś w lesie i zostawili małego żołnierzyka - moją ukochaną zabawkę, oraz gdy zobaczyłem łzy na twarzy mojego chłopca, zrozumiałem że to nie będzie zwykła wycieczka. Po chwili zostałem sam, widziałem tylko tył odjeżdżającego samochodu. Jak się później okazało - ludzi zostali zarażeni wojną, przez co musiałem radzić sobie sam. Jestem Pax. I oto moja historia.
Gdyby nie Bookathon, pewnie nieprędko zabrałabym się za tę książkę. Wydawało mi się, ze będzie to lekka i zabawna historyjka głównie dal młodszych dzieci. Jeśli też tak myślisz - jesteś w błędzie. Pax to nie bajka dla dzieci. To książka dla każdego - niezależnie od wieku. A tym bardziej dla miłośników zwierzaków i Małego Księcia, oraz książek z których można wynieść wiele nauk oraz lekcji życiowych.
Autorzy stworzyli piękną i smutną historię, w której pierwsze skrzypce grają Peter i Pax, a raczej przyjaźń i miłość jaka jest między nimi. To w jaki sposób Peter troszczy się o Paxa i Pax o Petera jest piękne i wzruszające. Książka ta pokazuje że dorośli powinni wielu rzeczy uczyć się od dzieci - między innymi miłości do zwierząt, wrażliwości, walki w słusznej sprawie. To pozycja przy której nie jeden raz uronisz łzy, ale z zapałem będziesz czytać dalej.
Pax prowadzony jest z dwóch perspektyw - Petera oraz jego liska, co było bardzo przyjemnym doświadczeniem i pozwoliło na bieżąco śledzić wydarzenia oraz akcje z dwóch punktów widzenia. Poza tym możemy przeczytać o uczuciach jakimi darzą się nawzajem bohaterowie. Czuć taką specyficzną więź między nimi. To uczucie było po prostu piękne. Prócz Petera i Paxa poznajemy także Vole, która wniesie dość sporo od siebie do całej powieści. Razem z nią będziemy poznawać samych siebie i uczyć się żyć dalej mimo iż wydaje się, że cały nasz świat legł w gruzach. Bo niektórych rzeczy nie da się cofnąć. Trzeba je zaakceptować i żyć dalej.
Jeśli szukacie historii z przesłaniem, takiej która da wam do myślenia, oraz będzie napisana w podobnym stylu co Mały Książę, to Pax będzie idealny dla Was. Nie ważne ile macie lat, ta książka nadaje się i dla starszych i dla młodszych czytelników. To cudowna historia o miłości człowieka i zwierzęcia, o trudach wojny, losie zwierząt w trakcie wojny, oraz o ludziach i ich psychice. Tylko nie zapomnijcie chusteczek, mogą wam się przydać. :)
Moja ocena: 8/10
Autor: Sara Pennypacker, Jon Klassen
Tom: 1
Cykl: -
Liczba stron: 296
Wydawnictwo: IUVI
Jestem Pax. Jestem niewielkim liskiem, zostałem uratowany przez Petera - mojego chłopca. Peter opiekował się mną przez pięć niezapomnianych lat, podczas których bardzo się zżyliśmy i pokochaliśmy. Mieszkamy razem z jego tatą, który bywa porywczy i wybuchowy. Pewnego dnia Peter i jego tata wsadzili mnie do samochodu - super, będzie wycieczka... Kiedy wysadzili mnie gdzieś w lesie i zostawili małego żołnierzyka - moją ukochaną zabawkę, oraz gdy zobaczyłem łzy na twarzy mojego chłopca, zrozumiałem że to nie będzie zwykła wycieczka. Po chwili zostałem sam, widziałem tylko tył odjeżdżającego samochodu. Jak się później okazało - ludzi zostali zarażeni wojną, przez co musiałem radzić sobie sam. Jestem Pax. I oto moja historia.
Gdyby nie Bookathon, pewnie nieprędko zabrałabym się za tę książkę. Wydawało mi się, ze będzie to lekka i zabawna historyjka głównie dal młodszych dzieci. Jeśli też tak myślisz - jesteś w błędzie. Pax to nie bajka dla dzieci. To książka dla każdego - niezależnie od wieku. A tym bardziej dla miłośników zwierzaków i Małego Księcia, oraz książek z których można wynieść wiele nauk oraz lekcji życiowych.
Autorzy stworzyli piękną i smutną historię, w której pierwsze skrzypce grają Peter i Pax, a raczej przyjaźń i miłość jaka jest między nimi. To w jaki sposób Peter troszczy się o Paxa i Pax o Petera jest piękne i wzruszające. Książka ta pokazuje że dorośli powinni wielu rzeczy uczyć się od dzieci - między innymi miłości do zwierząt, wrażliwości, walki w słusznej sprawie. To pozycja przy której nie jeden raz uronisz łzy, ale z zapałem będziesz czytać dalej.
Pax prowadzony jest z dwóch perspektyw - Petera oraz jego liska, co było bardzo przyjemnym doświadczeniem i pozwoliło na bieżąco śledzić wydarzenia oraz akcje z dwóch punktów widzenia. Poza tym możemy przeczytać o uczuciach jakimi darzą się nawzajem bohaterowie. Czuć taką specyficzną więź między nimi. To uczucie było po prostu piękne. Prócz Petera i Paxa poznajemy także Vole, która wniesie dość sporo od siebie do całej powieści. Razem z nią będziemy poznawać samych siebie i uczyć się żyć dalej mimo iż wydaje się, że cały nasz świat legł w gruzach. Bo niektórych rzeczy nie da się cofnąć. Trzeba je zaakceptować i żyć dalej.
Jeśli szukacie historii z przesłaniem, takiej która da wam do myślenia, oraz będzie napisana w podobnym stylu co Mały Książę, to Pax będzie idealny dla Was. Nie ważne ile macie lat, ta książka nadaje się i dla starszych i dla młodszych czytelników. To cudowna historia o miłości człowieka i zwierzęcia, o trudach wojny, losie zwierząt w trakcie wojny, oraz o ludziach i ich psychice. Tylko nie zapomnijcie chusteczek, mogą wam się przydać. :)
Moja ocena: 8/10
poniedziałek, 3 lipca 2017
Zapytaj blogera! #1 Co mi daje czytanie?
Ostatnio naszła mnie ochota na różne rozkminy i rozmyślania. Stąd pomysł na ten post i nowy cykl - Zapytaj blogera. Będę się starała żeby raz na jakiś czas pojawiała się notka, w której będziecie mogli poczytać nie tylko moje zdanie na jakiś temat (nawet niekoniecznie związany z książkami), ale również zdania i opinie innych blogerów książkowych (i nie tylko!xD). Kilka(naście) dni temu w mojej głowie narodziło się tytułowe pytanie - Co mi daje czytanie? Oprócz tego, że muszę na to poświęcić chwilę czasu, przez co często odkładałam jakieś szkolne pierdoły na bok xD, to co z tego mam?
Doszłam do wniosku, że czytanie pozwala mi na chwilę oderwać się od codzienności. Mogę przebywać w różnych miejscach - mniej i bardziej niesamowitych. Poza tym spędzam miło czas i szlifuję swój polski. Dzięki książkom założyłam tego bloga i jestem tutaj z Wami pisząc tego posta. Poznałam kilka osób, z którymi rozmawiam o książkach, ale nie tylko. Szczerze mówiąc książki to temat, który poruszamy najrzadziej. xDCo na ten temat mają do powiedzenia inne blogerki?
Pytanie słyszane przeze mnie prawie każdego dnia. Od rodziców,
znajomych, a nawet pani bibliotekarki! Nazbierałabym wiele zalet, ale
kilka jest na podium tych statystyk, więc warto je przedstawić.
Książki,
tak samo jak czytanie są dla mnie niezmiernie ważne. Zagłębiając się
całe dnie w zawiłe zadania matematyczne lub wydarzenia historyczne, po
jakimś czasie mam dość. Z tym problemem pomagają mi książki, odrywając
od rzeczywistości. Zostawiam sprawy szkolne i przyziemne gdzieś w oddali
i przenoszę się w inne rejony, z tego co zauważyłam, najczęściej
ląduję w USA. Wiem, że to brzmi banalnie, ale drugi argument jest już
bardziej skomplikowany :)
Czytam, więc kumuluje się we mnie
milion opinii. Pragnę się nimi dzielić, więc prowadzę bloga o książkach;
łatwo można wywnioskować, że w takim razie piszę. Natomiast pisząc
nawiązuję kontakt z innymi czytelnikami i molami książkowymi. Mogę się
wygadać na nurtujące mnie tematy, a też ponarzekać na niektóre
rozwiązania wprowadzone przez autorów. Wszystko to dzięki czytaniu.
Dziękuję książki!
Marta z Przemyślenia Zaczytanej Belli
Zacznę
od tego, że książki towarzyszą mi od dzieciństwa i chyba już wtedy moja
rodzina wiedziała, że będę czytała dużo i często. Czytanie to
specyficzny rodzaj podróży, dzięki któremu rozwinęłam się, znalazłam
pasję i wybrałam coś, z czym chcę wiązać swoje życie w przyszłości.
Nie
pamiętam wszystkich książek, które przewinęły się przez moje ręce, ale
jestem pewna, że każda z nich coś wniosła do mojego życia. Czytanie dało
mi wiele i cieszę się, że należę do mniejszości, która czyta książki.
Dominika z Oddychająca książkami
Początkowo
czytanie było dla mnie umileniem sobie dnia. Lubiłam przyjść z
biblioteki szkolnej lub miejskiej ze stosikiem książek i w czasie
wolnym, kiedy się nudziłam, oddawałam się lekturze. Czytanie dawało mi
chwilę spokoju, odpoczynku no i radości z poznawania nowych historii. W
tamtym okresie książka nie była dla mnie zła lub dobra, lecz po prostu
była. Teraz trochę się z tym pozmieniało. Naturalnie dalej czytanie daje
mi spokój, jak i radość. Jednak teraz ta czynność dostarcza mi więcej
emocji. Uwielbiam wczytywać się i poznawać nowe historie, ponieważ daje
mi to doświadczenia, których w codziennym życiu nigdy nie będę mieć np.
Czarowania z Harry’ego Pottera czy innej fantastyki. Dodatkowo kryminały
dostarczają mi dreszczyku i tajemnic, których w większości filmów nie
da się idealnie odwzorować. Reasumując, czytanie daje mi zaznawanie
przygód niecodziennych w zwykły dzień.
Dziękuję dziewczynom za poświęcony czas na napisanie tych odpowiedzi! :) Dajcie znać czym dla was jest czytanie i jak wam idzie Bookathon (o ile bierzecie w nim udział xD). Może macie pomysły na to o czym mogłabym wraz z innymi blogerami napisać w kolejnej odsłonie Zapytaj blogera? W takim razie dajcie znać w komentarzu! :) Teraz już nie zabieram wam czasu, miłego poniedziałku! :)
Blueberry z Recenzje zwykłej czytelniczki
Co mi daje czytanie? Przede wszystkim mnóstwo emocji - uwielbiam śmiać
się nad książką, płakać czy też bać się o to, co zastanę na kolejnej
stronie. Książki są prawdziwymi skarbnicami emocji i za to najbardziej
je cenię. Uwielbiam to uczucie, gdy budzą się we mnie tak ogromne
emocje, że nie wiem czym się zająć, żeby nie myśleć o skończonej
książce. Poza tym czytanie jest dla mnie przyjemną odskocznią od
codziennych obowiązków i relaksem na zakończenie dnia. Kiedy mam
stresujący dzień książka jest jak lekarstwo, gdy kładę się wieczorem do
łóżka i sięgam po lekką powieść dla rozluźnienia umysłu - od razu
przyjemniej się zasypia ;) Czytanie nie tylko mnie odpręża, gwarantuje
świetną zabawę, ale też niejednokrotnie poszerza horyzonty i pozwala
spojrzeć na pewne sprawy z nowej perspektywy, uświadomić z jakimi
problemami niekiedy muszą zmierzyć się ludzie. Często wczuwam się w role
bohaterów i zadaję sobie samej pytanie: "co ja bym zrobiła na ich
miejscu"? Krótko mówiąc - czytanie zapewnia mi przeżywanie
niepowtarzalnych chwil, fascynujących przygód i pozwala zapomnieć na
chwilę o całym świecie.
Zuzanna z Czytanie i inne przygody
Czytanie od zawsze jest czymś co kocham. Miłością do książek zaraziła
mnie mama i tak mi już zostało. Po za tym, że według badań czytanie
przynosi wiele korzyści (zmniejsza stres, powiększa zasób słownictwa
itd.), to dla mnie książki są przede wszystkim odskocznią od
rzeczywistości. Po za tym, mam wrażenie, że gdyby nie niektóre książki,
to nie byłabym teraz tym kim jestem. Czytając potrafię całkowicie
stracić poczucie czasu. Mogę zapomnieć o wszystkim wokół mnie i
całkowicie przenieść się do świata opisanego w powieści, a później żyć w
nim jeszcze kilka dni na tzw. "kacu książkowym". Książki to dla mnie
ten rodzaj magii, do którego nie potrzeba różdżki ani szklanej kuli, a
działa równie dobrze.
Laura z Słowotok Laury
Czytanie książek jest dla mnie najcudowniejszą rzeczą na świecie. Gdy
czytam mogę znaleźć się w dowolny miejscu i czasie. Wchodzę w kogoś
życie i czuję się jakbym była uczestnikiem tych zdarzeń. Książki
pozwalają mi rozwinąć moją wyobraźnię do tego stopnia, że mogę znaleźć
się gdziekolwiek. Odkąd nauczyłam się czytać nie wyobrażam sobie życia
bez książek. Ksiązki traktuje jak tlen potrzebny do życia. Czytam
dlatego, ponieważ książki dostarczają mi prawdziwych emocji i
doświadczeń życiowych. Uważam, że książki czyta coraz więcej osób i
myślę, że to dzięki internetowi i nam blogerom, ponieważ możemy zarazić
kogoś naszą pasją. Właśnie to jest najlepsze w czytaniu.
Weronika z weruczyta
Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć, co daje mi czytanie. Jest
bardzo dużo korzyści z niego płynących. Po pierwsze: to idealna, relaksująca
forma rozrywki, która potrafi umilić czas i sprawić, że na moment zapomina się o
codziennych problemach i „odpływa” w inny świat. U mnie sprawdza się świetnie
jako reduktor stresu – po ciężkim dniu otwarcie książki od razu poprawia humor :)
Wiadomo powszechnie, że dzięki czytaniu stajemy się lepszymi
ludźmi nie tylko, jeśli chodzi o naszą wiedzę, ale także o sferę emocjonalną. Sięganie
po różne powieści w jakiś sposób też uwrażliwia i zmienia sposób, w jaki postrzegamy
świat. Już samo to daje odzwierciedlenie w naszym codziennym życiu. Oczywiście,
książki są też kopalnią niezliczonej ilości informacji, które przyswajamy w
ciekawy i niezniechęcający sposób. Przecież różnica w uczeniu się o postaci
historycznej z podręcznika, a z dobrze napisanej biografii jest ogromna…
Czytanie pozwala też podszkolić
języki obce. Już nie raz miałam tak, że czekanie na polskie wydanie kolejnego
tomu ukochanej serii wydawało mi się za długie, więc zamawiałam wersję oryginalną
z zagranicy. Mimo tego, że na początku takie czytanie szło opornie, to jednak
całość zawsze udało mi się pochłonąć bez większych problemów. To niezawodny
sposób na oswojenie się z budową zdań charakterystycznych dla m.in. języka angielskiego
i poznanie ogromnej ilości nowych słów. Później podczas lekcji samemu można się
zdziwić, jakim cudem te wszystkie wyrazy się pamięta ;)
Nic, tylko brać się za kolejne tytuły czekające na półce :)
Magda z Read With Passion
****Dziękuję dziewczynom za poświęcony czas na napisanie tych odpowiedzi! :) Dajcie znać czym dla was jest czytanie i jak wam idzie Bookathon (o ile bierzecie w nim udział xD). Może macie pomysły na to o czym mogłabym wraz z innymi blogerami napisać w kolejnej odsłonie Zapytaj blogera? W takim razie dajcie znać w komentarzu! :) Teraz już nie zabieram wam czasu, miłego poniedziałku! :)