Bardzo lubię czytać książki, przenosić się do innych światów, poznawać różnych bohaterów i wraz z nimi przeżywać różne przygody. Są jednak takie książki, po które nie sięgam. Nie jest w stanie zmusić się do czytania, nigdy nie mogę znaleźć w sobie wystarczającą ilość motywacji, żeby się za nie zabrać, szkoda mi na nie czasu, bo wiem, że i tak nic z nich nie wyciągnę, nie będę się mogła skupić na lekturze i w trakcie czytania moje myśli będą zupełnie gdzie indziej. Panie i Panowie zapraszam na post o lekturach szkolnych znienawidzonych przez mnie książek, których nie czytam (mimo że powinnam :D).
W tym roku zdaję maturę. Jako przedmioty rozszerzone wybrałam sobie polski i angielski. I o ile z tym drugim nie mam problemów, lubię się go uczyć i właściwie wcale się go nie obawiam na maturze, czy to ustnej, czy pisemnej, o tyle z polskim mam pewien kłopot. Nie czytam lektur. W ciągu trzech lat nauki w liceum przeczytałam Jądro ciemności, dwie trzecie Przedwiośnia, szczegółowe streszczenie Ojca Goriota i Kamizelkę. Jestem humanistką, mam rozszerzony polski - siedem godzin w tygodniu, w drugiej klasie było dziewięć, a Lalka, Pan Tadeusz, czy Wesele są mi zupełnie obce. Nie zrozumcie mnie źle - mniej więcej orientuję się co się wydarzyło w tych książkach oraz jakie są w nich postacie, ale gdybyście zapytali mnie o jakiś szczegół, czy o charakterystykę tych postaci, zapewne nie powiedziałabym wam zbyt wiele.
Nie cierpię zmuszać się do czegoś. Czytanie lektur jest według mnie kompletną stratą czasu - nie wyciągnę żadnych lekcji z tych książek, akcja kompletnie mnie nie interesuje, a fabuła jest nudna i ciągnie się jak flaki z olejem. Czas jaki mogłabym spędzić na czytaniu nudnych lektur, wole poświęcić na przeczytanie jakiejś wartościowej książki, która niesie ze sobą mnóstwo ważnych lekcji życia, i która zostanie ze mną na dłużej. Niedawno omawialiśmy Ferdydurke i słysząc o "upupianiu" od mojej nauczycielki miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Z tego co mówiła moja polonistka o tej książce wywnioskowałam, że po jej lekturze miałabym papkę z mózgu oraz nieźle zrytą psychikę. Podziwiam ludzi, którym udało się przebrnąć przez to coś.
Najlepsze z tego wszystkiego jest to, że mimo faktu iż nie czytam lektur - ba, ja nawet streszczeń nie czytam, czasem też w ogóle nie wypożyczam tych książek z biblioteki - mam dobre oceny z polskiego. Nasza polonistka jest hmm... specyficzną osobą, która dość często zapomina o zadanych pracach. Po omówieniu lektury (co trwa strasznie długo - załóżmy że na lekturę X jest przewidziane 5 godzin lekcyjnych, my omawiamy ją w 10 godzin, przez co jesteśmy strasznie do tyłu z materiałem i na bank nie wyrobimy się przed maturą z omówieniem tego wszystkiego, zostało nam bodajże 7 lektur i cały podręcznik do zrobienia, a czasu zostało bardzo mało), zazwyczaj zadaje jakąś rozprawkę związaną z lekturą. Z tym też jest ciekawie, bo zazwyczaj oddaję moje prace po miesiącu, czasem dwóch od upływu terminu i nie ma z tym żadnego problemu, ani konsekwencji w postaci zaniżonej oceny.
Uważam, że kanon lektur, jaki obecnie obowiązuje to jedna wielka porażka. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że być może przez tak beznadziejne lektury, ludzie nie czytają książek - zrażają się do nich po prostu. Pamiętam, że w podstawówce czytałam każdą lekturę jaka była omawiana, bo po prostu podobały mi się, były wciągające i ciekawe. W gimnazjum zaczęłam czytać ich coraz mniej, a teraz to już w ogóle nie zawracam sobie nimi głowy. Matura za niecałe dwa miesiące, a lektury to dla mnie czarna magia... Jednak mój plan jest taki - przeczytać jakieś dokładniejsze streszczenia ważniejszych lektur, te krótsze spróbować przeczytać w całości, a potem - cóż zobaczymy co ma być to będzie.
Najbardziej boję się ustnej matury z polskiego, ale jako że staram się myśleć pozytywnie to liczę, że wylosuję w miarę łatwy temat i będę mogła się odnieść do książek, które przeczytałam tak z własnej woli. Bo przecież wcale nie trzeba się odnosić tylko i wyłącznie do lektur. Ważne żeby motyw się zgadzał. Lektury to zło do którego nie zamierzam się zmuszać i planuję je omijać szerokim łukiem. Dajcie mi znać jakie wy macie zdanie na ten temat. Lubicie czytać lektury szkolne? Może macie jakąś swoją ulubioną? Z chęcią poczytam wasze komentarze na ten temat, do napisania! :)
W tym poście wyraziłam swoje zdanie na temat lektur szkolnych, nie czytam ich i nie zamierzam, ale nie bierzcie ze mnie przykładu. :D
Osobiście też nie przepadałam za lekturami, ale kilka z nich stało się moimi ulubionymi książkami w ogóle <3
OdpowiedzUsuńNa pewno niedługo o tym napiszę, może kogoś do nich przekonam :D
Ja byłam na mat-infie, a pisałam rozszerzony polski, bez przygotowania coś koło 50%, więc na luzie, nie bój się xD
Pozdrawiam ciepło :)
Kasia z niekulturalnie.pl
Ja lektury traktuję jako wyzwanie. Pamiętam jak byłam bodajże w 6 klasie podstawówki i kiedyś uczniowie, którzy już wtedy byli w gimnazjum przyszli odwiedzić naszą polonistkę (która jest naprawdę cudowną osobą). I ona się wtedy zapytała tych chłopców, czy przerabiali już "Krzyżaków" i życzyła im dobrych streszczeń jak ich będą omawiać. I ja sobie wtedy pomyślałam, że jak już będę w gimnazjum to przeczytam książkę a nie streszczenie. I tak też zrobiłam. To był dla mnie czytelniczy challange. I tak podchodzę do większości lektur.
OdpowiedzUsuńxoxo
L. (http://slowotok-laury.blogspot.com/)
Też nie cierpię lektur, ze zdecydowaną większością się po prostu męczę. Jestem w drugiej liceum i jak dotąd nie przeczytałam tylko dwóch. Ostatnią lekturą była "Lalka" i męczyłam to kilka tygodni, miałam potworną ochotę rzucić tym czymś o ścianę, ale strach, że nie przeczytam i prawie ona będzie na mojej maturze zwyciężył. Jak zawsze. Mnie właśnie to motywuje, że jak nie przeczytam to może mi się trafić na maturze i obleję. Na święta mamy zadaną kolejną lekturę - "Wesele" i już się psychicznie do tego przygotowuję, haha xd
OdpowiedzUsuńZabookowany świat Pauli
Czytając Twój post, ciągle nasuwało mi się jedno pytanie -skąd wiesz, że te lektury są beznadziejne, skoro nie masz nawet pojęcia o czym właściwie są, bo nawet nie przeczytalaś sreszczenia? :P
OdpowiedzUsuńJa czytałam wszystkie lektury, aż do "Lalki", która tak mnie wymęczyła, że potem nie miałam już ochoty czytać nic więcej. Większość wcześniejszych szkolnych lektur mi się podobała i wcale nie uważam, że są one bez sensu i nic nie wnoszą. Jedynie te z romantyzmu były dla mnie totalną bzdurą (wyłączając Pana Tadeusza). Co prawda w liceum od 2 klasy zaczęły się książki, które okazały się męką i jedynie czytałam ich bardzo szczegółowe streszczenia. Wiem jednak o każdej wystarczająco dużo. Jasne były lektury, które dla mnie nie miały sensu np. Ferdydurke albo Lalka, ale inne czytało się bardzo dobrze, nie należy więc uogólniać.
Pozdrawiam i zapraszam:
biblioteka-feniksa.blogspot.com
Wreszcie ktoś to czuje do lektur to samo co ja! Aktualnie chodzę do drugiej klasy technikum, a nie przeczytałam ani jednej z książek. Zawsze w ruch idą streszczenia dzień przed sprawdzianem. No niestety...Osobiście uważam, że szkolnictwo powinno zachęcać młodzież do czytania. Niestety dopóki będziemy zaczytywać się w "Krzyżakach", "Dziadach" nie ma co liczyć na poprawę. Wielka szkoda...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie!
https://miedzypolkami-ksiazki.blogspot.com/
Ja mam takie podejście, że do każdej lektury ,,podchodzę'', czyli zaczynam czytać, jeśli mi spasuje to zazwyczaj czytam całość, jeżeli jednak coś mnie odrzuci to odkładam, bo po co katować się czymś, co nie sprawia ani przyjemności, ani tak naprawdę nic nie oferuje, bo jak sama napisałaś a) mogę w tym czasie przeczytać inne wartościowe pozycję, a b) (i jest to już moja indywidualna obserwacja) mogę o wszystkich wątkach, postaciach i całym przebiegu akcji dowiedzieć się z lekcji, więc ,,orientuje się'' w książce. Nie chce tu demonizować klasyki, bo - o ironio! - bardzo ją lubię. Nie lubię natomiast czytać na siłę - szczególnie tych książek, które są naprawdę stare i trudne, i nie chodzi tutaj o to, że nie potrafię ich zrozumieć; czasami po prostu mi się nie chcę, a uważam, że są takie pozycję, przy których musi się chcieć i człowiek musi być w odpowiednim nastroju. Z klasyki szczególnie upodobałam sobie tę z XIX wieku, z mocnym namaszczeniem tej brytyjskiej, której w szkole akurat zbyt dużo nie omawiamy. Do moich ulubionych lektur zaliczę jednak ,,Zemstę'', ,,Braci Lwie Serce'', ,,Morderstwo w Orient-Expressie'', ,,Antygonę'', ,,Medaliony'' czy ,,Kamizelkę'' (kolejność przypadkowa).
OdpowiedzUsuńPoza tym wspomniałaś, że lektury zniechęcają do czytania - zgadzam się. Gdybym sama gdzieś w podstawówce nie zaczęła, sięgać po młodzieżówki to pewnie moja miłość do książek, z wczesnego dzieciństwa by umarła, bo szkoła podrzucała mi mało interesujące pozycję; oczywiście czasami zdarzały się jakieś ciekawe książki, ale często też odbijałam się od takich tytułów jak ,,Ania z Zielonego Wzgórza'' (podczas czytania zasnęłam dwa razy, a prawdziwe zainteresowanie poczułam dopiero na dwie strony przed zakończeniem), ,,Dziewczynka z szóstego księżyca'' czy ,,Szatan z siódmej klasy''. Wydaje mi się, że aktualniejsza lista lektur (przynajmniej w podstawówce) zrobiłaby więcej dobrego dla czytelnictwa w Polsce niż te wszystkie specjalnie dedykowane akcję, do propagowania czytania razem wzięte. Pozdrawiam, Wielopasja
PS. Wyszła mi taka mini-tyrada, a i tak starałam się streszczać.
UsuńPS.2. ..Kocham psy, czytanie książek i oglądanie seriali Teen Wolf i The 100'' - choć od The 100 odbiłam się na drugim albo trzecim odcinku, a Teen Wolfa porzuciłam w szóstym sezonie to tymi serialami mnie przekonałaś. Będę stałym bywalcem bloga :D
U mnie jest całkowicie odwrotnie. Lektury zaczęłam czytać z większą chęcią dopiero w liceum. Jakoś wcześniej wybierałam tylko te najciekawsze, a teraz odnajduję wiele wartości w lekturach.
OdpowiedzUsuńPowodzenia na maturze!
"Lalka" zrobiła na mnie mocne wrażenia. I pomimo wszechobecnych jęków i stęków klasy, czytanie tej powieści dla mnie było przyjemne :) Miło wspominam również "Zbrodnię i karę". Natomiast taki "Ferdydurke"... no proszę.
OdpowiedzUsuńByłam na profilu biologiczno-chemiczno-matematycznym (tak, to był bardzo zły pomysł tam pójść), więc wydaje mi się, że mieliśmy mniej lektur niż ty na humanie, ale jakoś też nie garnęłam się do czytania ich. Prawdę mówiąc nigdy tego nie robiłam. Raz w życiu w gimnazjum przeczytałam "Małego księcia", ale z tego co pamiętam i tak kilka ostatnich stron zostawiłam i nigdy nie dokończyłam. Mimo wszystko jakoś dziwnym trafem zawsze wiem, co wydarzyło się w tych książkach. Pamiętam jak w gimnazjum dostałam piątkę z Krzyżaków ze sprawdzianu, gdzie był naprawdę trudny. Nie wiem skąd to wiem, może tylko z notatek z lekcji, ale przydatna ta umiejętność. W liceum było jeszcze lepiej, bo nauczycielka od polskiego była niesamowita i bardzo szczegółowo przedstawiała nam lektury, dzięki czemu sprawdziany były pestką. Oczywiście, teraz już pewnie tylu rzeczy z lektur nie pamiętam, ale nadal coś bym powiedziała. Także maturą z polskiego nie przejmowałam się jakoś szczególnie. Poszła mi dobrze. Jeśli chodzi o ustną, to niestety trafił mi się temat z gramatyki, ale i tak poszło mi w porządku. Także czasem wcale nie jest takie ważne czytanie tych lektur. Mówi to osoba, która podała "The Originals" jako przykład dobrego wysławiania się (dzięki, Elijah!), także same rozumiesz :D Jeśli chodzi o licealne lektury, to obejrzałam FERDYDURKE, przynajmniej połowę. I mi się to serio spodobało. Upupianie, gwałcenie przez ucho, po prostu uwielbiałam się o tym uczuć. Zniszczony mózg, ale pozytywnie :D Więcej grzechów nie pamiętam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Od książki strony
Tez zdaje w tym roku mature ;) we wcześniejszych latach jakoś bardziej lektury czytałam, w tym roku przeczytałam może jedna. I tez uważam, ze kanon lektur zdecydowanie odrzuca bardziej niż zachęca. Ja na ustnej będę się również starać odwoływać do książek, które sama przeczytałam, bo z lekturami jest właśnie ten problem, ze każdy może dopytać o szczegóły 🙁 wiec, żeby uniknąć niepotrzebnych stresów, będę je omijać.
OdpowiedzUsuń