Strony

wtorek, 28 lipca 2020

Przepełniona magią historia z męczącym wstępem | Królestwo dusz

Kiedy tylko dostałam paczkę (swoją drogą przepięknie zapakowaną za co bardzo dziękuję wydawnictwu), wprost nie mogłam się doczekać aż zacznę czytać Królestwo dusz. Fantastyczna okładka i ciekawy opis zachęcały do tego aby jak najszybciej zacząć tę historię, nic więc dziwnego że miałam wobec niej dosyć wysokie oczekiwania. Czy otrzymałam intrygującą opowieść jakiej się spodziewałam? I tak i nie.


Urodzona w rodzinie potężnych szamanów, szesnastoletnia Arrah zupełnie nie radzi sobie z magią, nie potrafi wróżyć z kości, nie umie przywoływać duchów przodków. Ku rozczarowaniu jej okrutnej matki, nie potrafi rzucić nawet najprostszej klątwy. 


Pewnego razu Arrah odkrywa, że jej matka kradnie dzieci, aby z pomocą czarnej magii stworzyć drugą, lepszą córkę. Kobieta planuje, że nowe, demoniczne dziecko obudzi Króla Demonów, którego nienasycone pragnienie dusz zniszczyło już niejedno królestwo. Tym razem, jeśli Król Demonów wróci, zniszczy wszystko na swojej drodze.



Zanim Arrah zdąży kogokolwiek ostrzec, jej matka więzi ją w klątwie milczenia. Aby powstrzymać matkę i demoniczną siostrę, której moc dorównuje nieśmiertelnym orishom, Arrah musi poświęcić resztę pozostałych lat życia. Każdy wykonany rytuał coraz bardziej zbliża ją do śmierci, ale dla Arrah najważniejsze jest, aby powstrzymać siostrę i Króla Demonów.



Wydaje mi się, że największym problemem tej historii był styl i język autorki. W zasadzie od samego początku zostaliśmy "wrzuceni" do świata wykreowanego przez Renę Barron, tyle, że niezbyt umiejętnie. Pojawiło się mnóstwo nowych słów, które przewijały się przez całą historię, niestety autorka nie pokusiła się o ich wyjaśnienie, przez co czytanie jej książki szło mi wyjątkowo ciężko, ponieważ w niektórych momentach nie wiedziałam o czym tak naprawdę czytam. Dobrym posunięciem byłoby wprowadzenie słowniczka na początku lub na końcu powieści, w którym zawarte byłyby nowe wyrazy oraz ich znaczenie, dzięki czemu czytelnik wiedziałby o czym tak naprawdę czyta. Po jakimś czasie domyśliłam się znaczenia niektórych słów z tym że na początku było naprawdę ciężko zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi.


Przebrniecie przez początkowe rozdziały zajęło mi dosyć sporo czasu, ale później zaczęło się robić ciekawie. Mniej więcej w połowie książki naprawdę się wciągnęłam i koniec końców historia nie była taka zła jak zapowiadała się po tych kilku pierwszych stronach. Co prawda kreacja bohaterów nie była bardzo powalająca, ale fabuła tej powieści jest całkiem intrygująca, poza tym Królestwo dusz ma w sobie coś co nie pozwala tej pozycji odłożyć. Jest w niej coś intrygującego i zachęcającego do lektury mimo tego, że jak już pisałam - początek nie jest obiecujący.

Królestwo dusz to idealny przykład na to, że nie należy się zniechęcać do książek po kilku pierwszych stronach, czy rozdziałach. Pomimo tego, że z początku męczyłam się przy czytaniu, szło mi to dosyć ciężko i mozolnie, a pierwsze rozdziały były chaotyczne, ciężkie do zrozumienia i nużące, to z czasem cała historia nabrała rozpędu i zaintrygowała mnie do tego stopnia, że im bliżej byłam końca, tym bardziej ciekawił mnie jej finał. Koniec końców nie jestem pewna jak ocenić tę historię, bo brak wytłumaczeń niektórych kwestii i znaczeń słów mocno popsuł całą powieść i negatywnie wpłynął na to jak ją postrzegam. Nie jest to książka bardzo dobra, ale nie jest również zła. W moim odczuciu jest to przeciętna historia, która rozkręca się wraz z biegiem wydarzeń i fanom fantastyki powinna się spodobać. Ja chyba jednak liczyłam na coś lepszego i trochę się zawiodłam.

Za egzemplarz dziękuje wydawnictwu Jaguar

poniedziałek, 13 lipca 2020

Kiedy oczekiwania są zbyt wysokie... | Gdyby ocean nosił twoje imię

Ludzie ależ ja byłam napalona na tę książkę! Mnóstwo pochlebnych opinii, fajna okładka, niebanalny tytuł, historia o rasizmie, nietolerancji... Poza tym to historia, w której główną bohaterką jest muzułmanka, więc ten fakt był dla mnie dodatkowym atutem, bo nigdy wcześniej nie miałam z takowymi postaciami styczności. Niestety w tym przypadku dosyć mocno się zawiodłam, bo uważam, że Gdyby ocean nosił twoje imię to dosyć przeciętna powieść.


Bycie inną nie musi oznaczać bycia gorszą. Ale świat nie jest idealny i Shirin naprawdę nie ma łatwego życia. Minęło kilkanaście miesięcy od głośnego zamachu z 11 września. To wyjątkowo burzliwy czas zwłaszcza dla szesnastoletniej muzułmanki, która nie zgadza się na to, co zgotował jej los.

Shirin doskonale wie, jak okropni mogą być ludzie. Jest zmęczona agresywnymi spojrzeniami, poniżającymi komentarzami, nawet przemocą fizyczną, które spotykają ją ze względu na hidżab. Z każdym dniem bardziej zamyka się w sobie i coraz silniej oddaje muzyce i tańcowi.

Wszystko jednak się zmienia, gdy na jej drodze staje Ocean James.

Jest pierwszą osobą, która chce poznać prawdziwą Shirin.

Ale czy dziewczyna jest gotowa, by komukolwiek zaufać?

Zwłaszcza komuś z tak odmiennego świata? 


Sam pomysł na fabułę, według mnie był niezwykle oryginalny - jeśli się mylę to mnie poprawcie, ale wydaje mi się, że na rynku niewiele jest młodzieżówek, w których spotykamy się z bohaterem, który jest muzułmaninem. Sirin to dosyć specyficzna postać, bo z jednej strony bardzo jej współczułam - dziewczyna dzień w dzień spotykała się z obelgami, wyzwiskami, nawet agresją, ale nie da się ukryć, że bywała trochę irytująca. Wszędzie dookoła widziała wrogów, nie otwierała się na ludzi, wręcz przeciwnie - izolowała się, nie chciała nikogo poznawać, żyła w przekonaniu że wszyscy są źli i... nie do końca podobała mi się jej postawa, poniekąd ją rozumiem, ale działała mi na nerwy ciągłym marudzeniem i postrzeganiem ludzi w tak negatywny sposób.


Zabierając się za czytanie tej pozycji liczyłam na to, że będzie to jedna z tych książek, o których dużo rozmyślasz i nawet po skończeniu nie może Ci wyjść z głowy tak łatwo. Tutaj niestety nie doczekałam się tego. Szczerze mówiąc od momentu, w którym ją skończyłam minęło może ze dwa tygodnie, a ja już niezbyt wiele z niej pamiętam. Nie wiem czy to kwestia tego, że mam ciulową pamięć, czy po prostu książka nie była warta tego aby ją zapamiętać na dłużej.

Wydaje mi się, że największy problem tej książki to główna bohaterka i sposób w jaki postrzega świat i ludzi dookoła niej. Drażniło mnie to, że często miała muchy w nosie, przyjmowała pozę "bez kija nie podchodź" i była negatywnie nastawiona w zasadzie do wszystkiego i wszystkich. Nie twierdzę, że tego nie rozumiem, bo dziewczynę spotkało naprawdę sporo okropności, ale czytanie ciągłego marudzenia po pewnym czasie doprowadzało do szału, tym bardziej, że historia pisana jest z perspektywy Shirin.


Zdaję sobie sprawę z tego, że ta recenzja będzie dosyć krótka, ale szczerze mówiąc nie wiem co jeszcze mogłabym dodać. Książka była mocno przeciętna, jest dużo lepszych młodzieżówek. Dosyć mocno się rozczarowałam, bo pomysł był naprawdę ciekawy - zabrakło dobrego poprowadzenia tej historii, a nie ma nic gorszego niż wysoko postawiona poprzeczka - im wyższe oczekiwania, tym większy zawód. Szkoda, ale gdyby każda książka była dobra, to świat byłby nudny... prawda?