Strony

środa, 26 kwietnia 2017

Piękna i Bestia - to jest niesamowite! ♥♥♥

Uwielbiam bajki Disney'a. Piękna i Bestia jest jedną z moich ulubionych, dlatego musiałam obejrzeć jej najnowszą wersje, a jeszcze jak się dowiedziałam, że gra tam Emma Watson, która chyba już zawsze będzie mi się kojarzyła z Hermioną z Harry'ego Potter'a, stwierdziłam, ze nie ma bata - idę do kina! Teraz mam dla was moją opinię tego rewelacyjnego filmu i przygotujcie się na masę zachwytów oraz lekki bałagan, bo naprawdę ciężko mi pozbierać te wszystkie emocje jakie mi towarzyszyły podczas oglądania, żeby w miarę logicznie to brzmiało, ale mam nadzieję ze mi wybaczycie ten lekki bajzel - to było tak genialne, że aż nie mogę sklecić ładnych kilku zdań bez przejawu fangirlingu (nawet nie wiem czy jest takie słowo xD) tym filmem. Nie przedłużam, zapraszam na moją lekko nieogarnietą opinię o tym pięknym filmie! :)
Obejrzałam to cudo wczoraj i teraz cały czas nucę sobie w myślach piosenki i mam przed oczami najlepsze sceny. Bardzo mi się podobało to, że - w przeciwieństwie do pierwowzoru - tutaj była historia mamy Belli, oraz to co się z nią stało. Była również krótka wzmianka o rodzicach Bestii! <3 I szczerze mówiąc żałuję, że to było tylko kilka sekund, chętnie zobaczyłabym więcej scen z dzieciństwa Bestii. A skoro już przy nim jestem - raany, jaki on był czarujący! <3 Nawet jeszcze bardziej niż w bajce. I w ogóle jako Bestia był baardzo przystojny, nawet bardziej niż jako książę po przemianie. xD
Aktorzy po prostu świetnie się spisali. Każdy wczuł się w swoją postać i widać, że włożyli w tą produkcję całe serce - wszyściutko było dopięte na ostatni guzik. A efekty wizualne! Oooo ludzie - coś wspaniałego, zwłaszcza ta scena z Płomykiem i Bellą w jadalni - te wszystkie animacje wyglądały po prostu magicznie! <3 Pałac Bestii był przepiękny - te wszystkie pokoje, a sala balowa - brak słów, to po prostu trzeba zobaczyć. Oglądając to cudo czułam się jakbym była uczestnikiem wydarzeń - jakbym była księżniczką. <3 :P Praktycznie zapomniałam o tym że jestem w kinie (tylko siedzenia mi o tym przypominały, bo siedziało mi się trochę niewygodnie i pod koniec zaczął mnie boleć tyłek. xDD), bo tak bardzo wczułam się w tę historię.
W filmowej wersji bardzo polubiłam Le Fou (to ten "przyjaciel" Gaston'a jakby ktoś nie wiedział ;)), którego bardziej wysunięto z cienia Gaston'a (ahh - Gaston - cóż to był za bohater - irytujący, ale jednocześnie i potrzebny, bez niego to nie byłoby to samo - a aktor, który wcielał się w jego rolę zagrał go perfekcyjnie! <3). A to naprawdę w porządku gość (Le Fou, nie Gaston xD) - i do tego zabawny! xD A skoro o tym mowa - ahh, ile razy ja się śmiałam podczas oglądania - a raczej mi się to nie zdarza podczas oglądania filmów, a na pewno nie aż tak często jak w tym przypadku! Przyjaźń pomiędzy Płomykiem, a Trybikiem była po prostu przepiękna i niezwykła - bardzo polubiłam te dwie postacie, nawet bardziej niż w bajce! <3 No i oczywiście nie zapomnę o pozostałych meblach i tacie Belli - oni również byli wspaniali! A koniec - jakie to było smutne! <33 No łezka mi się w oku zakręciła - to było przepiękne! <3 Awwwww! *.* <33
Piękna i Bestia wywołała u mnie mnóstwo emocji. To cudowny film, z wspaniałą obsadą aktorską, perfekcyjnie odwzorowany od animowanego pierwowzoru, nawet z dodatkowymi scenami, których w bajce nie było, a które okazały się bardzo ciekawe. To historia zabawna, wzruszająca, smutna, wesoła - po prostu piękna! <3 Niezapomniana, wspaniała i magiczna. Jedyny minus jakiego się doszukałam w filmie to dubbing - nie bardzo mi pasował głos jaki podłożono dla Bestii i w niektórych momentach też dla Belli. No i wolałabym chyba, żeby niektóre piosenki zostawili w oryginale, a nie tłumaczyli, ale to tylko taki maleńki szczególik. ;)
Baaardzo Wam polecam ten film - jeśli jesteście fanami bajek Disney'a to już w ogóle, a jeśli nimi nie jesteście - to też wam polecam xD, bo naprawdę warto obejrzeć tak niesamowitą produkcję, pełną magii i wzruszeń. To był majstersztyk, coś wspaniałego i kiedy tylko będzie dostępny ten film w internecie obejrzę go jeszcze raz (ewentualnie 10 razy xDD). Powiem szczerze, że film podobał mi się nawet ciut bardziej niż bajka, a piosenki nucę do tej pory. Serdecznie polecam <333 To jest po prostu piękne. <3
-----
A dla chętnych - zapraszam na konkurs, który trwa jeszcze do 1 maja, gdzie możecie wygrać egzemplarz książki "Był sobie pies". :) ----> konkurs tutaj :)

Oooo i łapcie piękną piosenkę z filmu (jedna z moich ulubionych <33):

Oglądaliście już Piękną i Bestię? Jak wrażenia? A jeśli nie - planujecie obejrzeć? :)

sobota, 22 kwietnia 2017

Porwana pieśniarka - recenzja | konkurs literacki

Tytuł: Porwana pieśniarka
Autor: Danielle L. Jensen
Tom: 1
Cykl: Trylogia Klątwy
Liczba stron: 432
Wydawnictwo: Galeria Książki

500 lat temu ludzka czarownica pogrzebała miasto Tollus, gdzie mieszkały trolle. Teraz krążą legendy o tym że miasto to istnieje - mało tego - trolle w nim mieszkają, uwięzione pod Samotną Górą, bez możliwości wyjścia na ląd i poczucia słonecznych promieni na twarzy. Jednak pojawia się przepowiednia według której młoda dziewczyna - pieśniarka, ma wyzwolić mieszkańców Trollus i umożliwić im wydostanie się z pułapki. Cécile de Troyes zostaje porwana i zmuszona do ślubu z księciem trolli - Tristanem. Czy przepowiednia się spełni? Czy trolle rzeczywiście są tak straszne jak mówią legendy? Kim tak naprawdę jest Tristan?

Do chwili, w której przeczytałam Porwaną pieśniarkę wyobrażałam sobie trolle jako okropne, zielone (tak - zielone xDD) stwory, które mają grube brzuchy i często dłubią w nosie oraz nie są zbyt inteligentne. xD Danielle L. Jensen stworzyła zupełnie coś innego. Trolle w jej książce to istoty zdeformowane, z różnymi wadami w wyglądzie, ale niektóre są również nieskazitelnie piękne. (nie muszę chyba dodawać że książę Tristan był tym wyjątkowo pięknym trollem, prawda? xD). Posiadają też magiczne umiejętności i potrafią wyczarować magiczne latające kule światła, tak aby zawsze mieć oświetloną drogę! xD Nie wiem jak wy, ale ja chciałabym mieć taką swoją prywatną kule światła. xD Z całego serca pragną wydostać się z pułapki i nienawidzą życia pod górą.  Nie są to też istoty złe - przynajmniej nie wszyscy - istnieją wyjątki. Cécile przekonuje się, że niektóre trolle zasługują na ratunek - mało tego - zdobywa przyjaciół pod Samotną Górą, a nawet... miłość.
Tristan - książę trolli i ich przyszły władca to jeden z wielu atutów tej powieści. Chociaż im więcej kartek przerzuciłam, tym bardziej się zmieniał i nie umiem do końca powiedzieć czy na lepsze, czy na gorsze. Na pewno stał się mniej zabawny niż na początku. xD Nie trudno się domyślić że pomiędzy nim, a Cécile zrodzi się uczucie. To było do bólu przewidywalne, ale dość słodkie. Kibicuję tej parze, naprawdę! Jedyna rzecz, która strasznie mnie raziła było stwierdzenie, ze on od razu był w niej zakochany, od kiedy po raz pierwszy ją zobaczył - serio? A te wszystkie kłótnie na początku i wzajemna niechęć były udawane? Autorka niepotrzebnie wplotła te kilka zdań, bo to popsuło cały dotychczasowy efekt i historie tej pary. W dodatku kiedy już nasz trollowy książę otwarcie przyznaje się do uczucia jakie darzy wobec Cécile staje się taki trochę... miękki i nie jest już tak zabawny jak na początku (a jego teksty naprawdę były świetne!) :D

Watek miłosny już omówiony, teraz czas na resztę fabuły. Książka opowiada nie tylko o miłości, ale również o przyjaźni i politycznych zagrywkach pomiędzy trollami. Nie każdy się z każdym zgadza co prowadzi do konfliktów i intryg. Bardzo ciekawa była historia tego jak Trollus w ogóle znalazło się pod górą. Podczas czytania razem z Cécile odkrywamy nowe szczegóły w historii miasta oraz jego mieszkańców. To był jeden z najciekawszych wątków w książce.
Prawie zapomniałam wam wspomnieć o tym, że to było moje trzecie podejście do tej historii. xD Wcześniej zawsze przerywałam czytanie mniej więcej po 6-7 rozdziałach, bo albo znalazłam coś innego do czytania, albo nie bardzo interesowała mnie ta historia. W końcu jednak zdecydowałam, że muszę ją przeczytać (do trzech razy sztuka) i za trzecim razem się udało! xD 

Porwana pieśniarka to bardzo wciągająca historia, ale dopiero gdzieś w połowie książki. Na początku miałam wrażenie, że autorka trochę za szybko rozgrywa całą akcję i chce ukazać jak najwięcej emocji, przez co zrobił się trochę bałagan. Później jednak wszystko sobie w głowie uporządkowałam i czytanie Porwanej pieśniarki sprawiało mi wielką radość. Koniec książki naprawdę trzyma w napięciu, w ogóle bardzo dużo tu akcji, zwłaszcza podczas pewnej sceny z ogromnym ślimakiem-potworem o nazwie sluag. xD Jeśli chcecie poczytać coś oryginalnego (bo trolle nie są popularnym tematem w książkach) oraz pełnego akcji, humoru (zwłaszcza na początku) oraz zagrywek politycznych to sięgnijcie po Porwaną pieśniarkę. Ja już nie mogę się doczekać tomu drugiego i liczę na to, że przeczytam go za pierwszym ,a nie za trzecim razem. xD Polecam!

Moja ocena: 8/10


A na koniec łapcie dwa cytaty Tristana i przyznajcie, że po prostu nie da się w nim nie zauroczyć. :D ♥

- Jesteś bystrzejsza niż mogłoby się wydawać.
- Ale magia nie zadziała. Złączyłeś się ze mną, a klątwa nadal jest w mocy.
- Znów masz rację. Przypomnij mi, żebym wybrał cię do drużyny, kiedy będziemy bawić się w kalambury. Lubię mieć silną drużynę.

– Jakie to błyskotliwe. A skoro już mowa o błyskotliwości, zamierzałaś uciec? – Przyjrzał się mojemu ubraniu. – W szlafroku i na bosaka? Powiedz mi, czy jeśli włożę piżamę i ranne pantofle, będę mógł do ciebie dołączyć, czy to samotna wyprawa?
                                                                           
-----
Przy okazji chciałabym Was zaprosić na konkurs literacki organizowany u Sovbedlly - nagrody w postaci książek, a więcej szczegółów poznacie tutaj. :)
Powodzenia! :)
 

wtorek, 18 kwietnia 2017

Pomerdany konkurs! Wygraj książkę "Był sobie pies"!

Cześć wszystkim! ^^
Nadszedł wielki dzień - dzięki uprzejmości wydawnictwa Kobiece, na blogu pojawia się pierwszy konkurs! W dodatku ze wspaniałą nagrodą jaką jest książka "Był sobie pies", którą serdecznie polecam nie tylko miłośnikom piesków! ;) Ostatnio pojawił się setny post na blogu i pisałam Wam że planuję zrobić jakiś konkurs z tej okazji. Udało się! Stwierdziłam, że nagroda w pierwszym blogowym konkursie musi być wyjątkowa, dlatego mam dla Was jeden egzemplarz książki W. Bruce Cameron'a. Historia Bailey'a jest dla mnie wyjątkowa, nie tylko dlatego że kocham pieski całym serduchem, ale również dlatego, że ta książka była moim pierwszym egzemplarzem recenzenckim. Jeśli chcecie poznać moją opinię na jej temat to zapraszam tutaj. Teraz już nie przedłużam tylko przedstawiam Wam regulamin konkursu:
banner konkursowy :)
1. Organizatorką konkursu jestem ja - Klaudia W.
2. Nagrodą w konkursie jest jeden egzemplarz książki "Był sobie pies" W. Bruce Cameron'a.
3. Sponsorem nagrody oraz wysyłki jest wydawnictwo Kobiece.
4. Wysyłka tylko na terenie Polski
5. Konkurs trwa od 18.04.2017 do 01.05.2017 do godziny 23:59.
6. Zgłoszenia nadesłane po terminie trwania konkursu nie będą brane pod uwagę.
7. Konkurs odbywa się na zasadzie losowania.
8. Organizatorka oraz sponsor konkursu nie ponoszą odpowiedzialności w razie ewentualnej zguby paczki.
9. Wyniki zostaną ogłoszone do 5 dni po zakończeniu konkursu.
10. Po wylosowaniu zwycięzcy napiszę do niego z prośbą o dane adresowe w celu dostarczenia nagrody. Następnie dane te przekażę do wydawnictwa, skąd zostanie wysłana nagroda.
11. Każdy kto napisze imię dla pieska, które najbardziej mu się podoba dostanie jeden dodatkowy los. :) To taka nagroda za przeczytanie regulaminu. :)

Najbardziej denerwującą rzeczą podczas brania udziału w konkursach jest milion warunków, które trzeba spełnić. Dlatego ułatwię Wam życie, bo tutaj warunków do spełnienia będzie niewiele. ^^ Poniżej zostawiam wam wzór zgłoszenia:
Zgłaszam się!
Obserwuje bloga jako:
*Obserwowałem/am przed rozdaniem: TAK/NIE
**Banner:
E-mail:

*Postanowiłam jakoś nagrodzić osoby, które obserwowały mnie przed rozdaniem, dlatego jeśli taka osóbka weźmie udział w konkursie otrzyma dodatkowy los. :)
**Banner jest dla chętnych, ale daje dodatkowy los. :)

To tyle! :D Życzę wszystkim powodzenia i miłego wieczoru. :)

niedziela, 16 kwietnia 2017

Niebezpieczne kłamstwa - recenzja | 100 post! ♥

Tytuł: Niebezpieczne kłamstwa
Autor: Becca Fitzpatrick
Tom: 1
Cykl: -
Liczba stron: 424
Wydawnictwo: Otwarte

Stella to nie jest jej prawdziwe imię. To nie jest jej prawdziwe życie. Teraz cały jej świat zbudowany jest na kłamstwach.

Estella została objęta programem Ochrony Świadków, po tym jak widziała groźne przestępstwo. Nie jest już bezpieczna, musiała zmienić swoją tożsamość i wyprowadzić się do Thunder Basin w Nebrasce. Musiała zostawić swojego chłopaka oraz porzucić ich plany na przyszłość. Początkowo bardzo niechętnie odnosi się do sytuacji, w której się znalazła, ale później zaczyna coraz bardziej przekonywać się do nowego miejsca. Dzieje się tak za sprawą Cheta, którego poznaje w Thunder Basin. Czy dziewczyna przyzwyczai się do nowego środowiska i zaakceptuje jej los? Czy grozi jej niebezpieczeństwo? Jak wyglądało jej życie przed tym jak była świadkiem przestępstwa?

Niebezpieczne kłamstwa to kolejna książka Beccy Fitzpatrick jaką miałam okazję przeczytać. Wcześniej była jej saga Szeptem, potem Black ice, które bardzo mi się podobało, więc miałam dość wysokie oczekiwania co do tej powieści. No i trochę się zawiodłam.
Główna bohaterka jest cholernie irytująca, zwłaszcza na początku. Jak ona marudziła! Ja wszystko rozumiem - nowa sytuacja, obcy ludzie i środowisko, no ale bez przesady. Ledwo wyszła z domu, a już kręciła na wszystko nosem i nic jej nie pasowało. Zachowywała się jak rozkapryszona pannica, która wiecznie na wszystko narzeka i jest obrażona na cały świat o to, że znalazła się w takiej, a nie innej sytuacji. Potem na szczęście zrobiła się trochę bardziej znośna, ale początek był naprawdę próbą moich nerwów. xD Co do innych bohaterów - Chet był w sumie miłym gościem, ale jakimś takim - nijakim. Typowy kowbojski chłopak, prosty i sympatyczny, ale nie zapadł mi jakoś głęboko w pamięć i po prostu zaginał w tłumie mnóstwa podobnych bohaterów z innych książek. Bardzo polubiłam opiekunkę Stelli - ale wybaczcie mi, bo za nic nie przypominam sobie jej imienia. xD Była to prosta kobieta, taka swojska babka i zyskała sobie moją sympatię tym, że po prostu waliła wszystko prosto z mostu, bez zbędnego owijania w bawełnę.

Niebezpieczne kłamstwa to książka, którą bardzo przyjemnie się czyta - autorka po raz kolejny pisze prostym i lekkim językiem, dzięki czemu niewiele czasu zajęło mi przeczytanie jej książki. Natomiast - niestety - była ona dość nudna. W sumie to nie działo się nic ciekawego - oprócz wspominek Stelli z przeszłości oraz końcówki, która była w miarę trzymająca w napięciu, chociaż i tak mam do niej pewne zastrzeżenia, ale o tym później. Tą książkę po prostu się czyta, czyta i czyta, ale nic odkrywczego nie wnosi ona do naszego życia.
Plusem powieści jest jej klimat. A raczej klimat miasteczka, w którym dzieje się cala akcja. Czytając niektóre fragmenty poczułam się jak na jakimś ranczo, czuć taki swojski i prosty klimacik. Aż zapragnęłam kupić sobie kowbojski kapelusz (nawet znalazłam kapelusz i stwierdziłam, że będzie idealnym dodatkiem do tej książki, więc cyknęłam jej z nim zdjęcie xD), wsiąść na konia (nie umiem jeździć na koniu, ale kowboje kojarzą mi się z końmi i podczas czytania czułam się jak taki trochę kowboj, dlatego chciało mi się na koniu jeździć xD) i jechać gdzieś na jakiś odjechany festyn pełen prażonej kukurydzy i gier z nagrodami. :D (oo - czułam się jak Bailey z Nie ma to jak statek, kto oglądał Disney Channel ten wie o kogo mi chodzi :D)

W książce poruszony jest temat relacji rodzinnych, które w tym przypadku nie wyglądają wcale różowo. Możemy zobaczyć jak ciężkie jest życie z kimś takim jak matka głównej bohaterki, oraz jakie trudności przeżywają członkowie rodziny takiej osoby. Miałam wrażenie, że ta cała sprawa z jej mamą była zbyt prosta i trochę brakowało mi w tym logiki. Podobnie miałam z końcem książki. Końcówka była taka... zbyt banalna. To wszystko skończyło się tak po prostu - bum! i koniec książki. Spodziewałam się jeszcze czegoś więcej, a tu przewracam kartkę i widzę Podziękowania. no i mina mi trochę zrzedła. :/

Niebezpieczne kłamstwa to historia dość nudna oraz przewidywalna. Koniec mi się nie podobał i w sumie trochę się zawiodłam na tej książce. To jedna z tych pozycji, po które sięgamy kiedy nam się nudzi i potrzebujemy chwili relaksu z niewymagającą historią. Jeśli liczycie na coś więcej, to możecie się przejechać, bo to powieść, o której raczej szybko zapomnicie. Jednak posiada świetny, swojsko-kowbojski klimat, dla którego można w wolnym czasie rozejrzeć się za tą pozycją. Czy polecam Niebezpieczne kłamstwa? Hmm... nie była to porywająca lektura od której nie mogłabym się oderwać, ale najgorszy gniot to również nie był. Jest to historia co do której mam mieszane uczucia i musicie sami zdecydować czy chcecie ja poznać. :)

Moja ocena: 6/10
------ 
Na koniec chciałabym Wam bardzo podziękować, za to że jesteście ze mną i czytacie moje wypociny. To już setny post na moim blogu i naprawdę w życiu nie sądziłam, że to kiedyś nastąpi i napiszę aż 100 postów dla Was! Oczywiście nie zrobiłabym tego, gdyby nie wszystkie komentarze i obserwacje, które od Was otrzymuję. Dziękuję! ♥♥♥
Miałam plan, żeby z tej okazji robić cos specjalnego - a mianowicie konkurs. Niestety nie wypaliło - w sumie to jeszcze nie wiem czy konkurs się odbędzie - a bardzo bym chciała żeby się odbył. Mogłabym poczekać jeszcze kilka dni i zobaczyć jak potoczą się sprawy, ale szczerze mówiąc nie chcę aby na blogu wiało pustkami, bo ostatnia notka pojawiła się ponad tydzień temu, więc stwierdziłam, że już trochę czasu minęło i pasuje coś napisać. xD Jednak bardzo możliwe, że w niedalekiej przyszłości pojawi się jakiś konkurs - w sumie wszystko zależy od wydawnictwa, także trzymajcie kciuki. <3

Jeszcze raz dziękuję za każde odwiedziny i zostawione komentarze i życzę Wam Wesołych Świąt Wielkanocnych <3

środa, 5 kwietnia 2017

Ogień i woda - recenzja

Tytuł: Ogień i woda
Autor: Victoria Scott
Tom: 1
Cykl: Ogień i woda
Liczba stron: 368
Wydawnictwo: IUVI

Gdy Tella otrzymuje propozycje wzięcia udziału w Piekielnym Wyścigu, w którym nagrodą jest lekarstwo dla jej brata nie waha się ani chwili. Jej starszy brat Cody choruje na nieznaną chorobę, wizyty u lekarzy nic nie dają, jedynym wyjściem jest Wyścig. Okazuje się, że mnóstwo innych osób myśli podobnie - każdy chce kogoś uratować. Uczestnicy maja do pokonania dżunglę, pustynię, ocean i góry, a zwycięzca może być tylko jeden. Na szczęście każdy ma do pomocy swoja pandorę - zwierzę z niezwykłymi umiejętnościami. Niebezpieczeństwo czai się wszędzie, komu można zaufać? Gotowi do startu? Start!

Na początku pozachwycam się troszkę nad okładką, która jest po prostu przepiękna i - mówiąc szczerze - była jednym z powodów dla których zainteresowałam się Ogniem i wodą. Kolejnym powodem były opinie innych blogerów, którzy pisali, że w książce można zobaczyć podobieństwa do Igrzysk śmierci. Rzeczywiście - zwłaszcza na początku - dość wyraźnie widać to podobieństwo do książek Suzanne Collins, ale później okazuje się, że to zupełnie inna bajka.

W książce Victorii Scott spotykamy pandory! To zwierzątka z super mocami, które są po prostu wspaniałe! Bardzo mi się podobała współpraca między bohaterami, a ich pandorami, oraz pokazana przyjaźń między nimi. Jeśli już jestem przy bohaterach to wypadałoby coś o nich napisać. Główna bohaterka książki - Tella zyskała moja sympatię, głównie przez jej stosunek do pandor, oraz odwagę i poświęcenie dla brata. Jest to naprawdę twarda dziewczyna, chociaż na początku można odnieść wrażenie, że jej udział w Wyścigu to tylko pomyłka. Poza nią mamy jeszcze Guya - tajemniczego chłopaka, który jest odważny, ale trochę skryty i nie wyjawia swoich sekretów przy pierwszej lepszej rozmowie. To człowiek opanowany, który potrafi znaleźć wyjście z trudnych sytuacji oraz zachowuje zimną krew w najbardziej ekstremalnych warunkach. Polubiłam go i chętnie poczytam o jego dalszych losach. W książce pojawia się dość dużo postaci, z których jednych się kocha, innych nienawidzi, a o pozostałych nie ma się zdania.

Początek był dość spokojny - prawdziwa akcja zaczyna się mniej więcej w połowie. To wtedy pojawiają się prawdziwe trudności i wyzwania jakie uczestnicy mają do pokonania w trakcie Wyścigu. Ostatnie rozdziały czytałam z zapartym tchem i nie nadążałam za przewracaniem kartek. O ludzie - to był po prostu rollercoaster emocji! Nie mogłam tak po prostu odłożyć książki - musiałam doczytać do samego końca (co skutkowało tym, że późno poszłam spać, a na drugi dzień czułam się jak zombie xD). Ciężko mi nawet to opisać - po prostu trzeba to przeczytać. Końcowe rozdziały to pełno zwrotów akcji, oraz wzruszających i zaskakujących momentów, tak że nie da się odłożyć czytania na później. Baardzo wciąga <3

Ogień i woda to idealna pozycja nie tylko dla fanów Igrzysk śmierci, ale także dla tych, którzy lubią wartką akcję, ciekawych bohaterów, zwroty akcji, no i masę emocji zwłaszcza pod koniec. Jeśli macie jakiś ważny sprawdzian, czy ważne spotkanie następnego dnia to lepiej nie zaczynajcie tej książki w nocy - nie pozwoli wam się oderwać i nazajutrz będziecie niewyspani. :D To porywająca historia, którą po prostu trzeba przeczytać, a ja pewnie jeszcze kiedyś do niej wrócę. Polecam!

Moja ocena: 9/10

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu IUVI 

sobota, 1 kwietnia 2017

Jak (nie)korzystać z internetu?

Ostatnio pisałam o wadach internetu, o tym że zabiera nam on masę czasu i ostatnio nawet ciężko z kimś porozmawiać, bo większość ludzi wpatruje się w ekran komórki i trudno się z taka osobą dogadać.
Początkowo nie miałam w planach robić tej listy, którą zaraz będziecie mogli przeczytać, ale stwierdziłam, że może ktoś na niej skorzysta, w dodatku nie chciałam być tylko gołosłowna pisząc o tym, że internet to tylko zjadacz czasu, że ja ograniczam korzystanie z internetu, bla, bla, bla, tak więc specjalnie dla was - oto lista rzeczy, które możecie robić zamiast korzystania z internetu i telefonu:
  • spacer - banalne? Tak, ale skuteczne. Postanów sobie, że (oczywiście w zależności od pogody) codziennie pół godziny poświęcisz na spacer- nieważne czy mieszkasz na wsi, czy w mieście, ważne jest aby w tym czasie nie korzystał z telefonu. Najlepiej w ogóle go nie brać ze sobą, ale jeśli odczuwasz taką potrzebę to postaraj się nie zerkać w niego i nie siedzieć w sieci podczas spaceru, bo ma on być całkowicie wolny od telefonu. xD
  • sport - rower, pływanie, bieganie, siatkówka, rolki - nie istotne, ważne aby choć trochę się ruszać. Ostatnio praktycznie codziennie (o ile nie ma wiatru) gramy sobie z siostrą w badmintona, około 0,5-1 godzinę dziennie. Nieważne że czasem nam nie wychodzi (co mnie wkurza xD), ważne że w jakiś tam sposób się ruszamy i ograniczamy przy tym czas na szperanie w internetach. :D
  • Zniszcz ten dziennik (każdy lubi czasem coś poniszczyć - bądźmy szczerzy xD) - początkowo byłam przeciwna takim książkom, ale ostatnio się do nich przekonałam i sama kupiłam sobie Bałagan (co prawda gdyby nie to, że kosztował 3 zł, to pewnie bym go nie kupowała, ale stwierdziłam że nawet jak nie będę korzystać to 3 zł mi nie będzie szkoda xD). Takie książki może i nie należą do najambitniejszych, ale na własnej skórze przekonałam się że mogą wciągnąć i przy takim niszczeniu/kreatywnemu tworzeniu jak kto woli, może być sporo zabawy. ^^
  • książka - nie muszę tłumaczyć, więc daleeej! :D
  • lekcje - raany nie wierzę że to napisałam O.O ale jeśli baaardzo, baaardzo wam się nudzi, na polu brzydka pogoda, a w domu kompletnie nie ma co robić, telefon leży w zasięgu ręki i uważacie, że tylko tak możecie zabić nudę, to może lepiej spożytkować ten czas pisząc jakieś wypracowanie, albo ucząc się na sprawdzian (dalej nie wierzę, że to napisałam, ludzie przejdźmy dalej xD)
  • hobby - jeśli jeszcze nie masz hobby, zawsze możesz spróbować swoich sił w rysowaniu, pisaniu, szydełkowaniu - może akurat ci się spodoba i zaczniesz to robić nałogowo?
  • przeglądanie zdjęć - oczywiście mam tu na myśli takie wywołane, a nie z telefonu. ;) Nieraz nachodzi mnie taka chęć sięgnięcia w przeszłość i zamiast wspominać dawne chwile oglądam sobie zdjęcia z dzieciństwa, których mamy w domu naprawdę duuużo i na takim oglądaniu spędzam tak z minimum godzinę xD
  • zakuuuupy - niekoniecznie takie ubraniowe. Możemy iść na miasto po jakieś kosmetyki, a nawet po coś do jedzenie - wyręczmy rodziców i kupmy coś na jutrzejszy obiad czy kolację - oczywiście bez używania telefonu, bo przecież listę zakupów można zrobić na zwykłej kartce papieru.
  • spotkania ze znajomymi - chyba jedno z najprostszych rozwiązań - wyjdźmy gdzieś na lody, do kina, ewentualnie na rowerowe spotkanie i postarajmy się ograniczyć korzystanie z komórki do absolutnego minimum.
  • kup sobie zegarek! xD Bardzo często zaglądamy niby tylko na chwilkę do telefonu - po to aby sprawdzić która godzina. Bardzo często z tej "jednej chwilki" robi się kilka minut, bo przy okazji sprawdzamy co tam na fejsie, albo instagramie. Ten punkt idealnie łączy się z zakupami, o których już pisałam wyżej. ^^
  • planszówki! - kto nie lubi gier planszowych ręka w górę! Pewnie większość z nas je lubi, a wieczór z dobrą planszówką, rodzinką/przyjaciółmi i kubek kawy/herbaty oraz popcornu to wieczór idealny! :D Swoja drogą - ostatnio wygrałam grę planszową - Cluedo świat Harry'ego Pottera (tak - pochwalę się wam, a co sobie będę żałować? xD) i problem w tym, że instrukcja jest po angielsku i nie bardzo wiem jak w to grać - stad moje pytanie do was - graliście kiedyś w to może? Byłabym bardzo wdzięczna za krotką instrukcje, bo nie wiem jak się za to zabrać, a mój poziom angielskiego niestety przegrał z poziomem tej instrukcji. xDD
  • domowe obowiązki - każdy z nas je ma - więcej lub mniej, ale zawsze jest coś do zrobienia. Może by tak umyć podłogę, posprzątać pokój albo pościerać kurze bez korzystania z komórki?
  • imprezy - uwierzcie lub nie - ale na nich też można nie korzystać z telefonu. ^^
A co robię w szkole?
Staram się nie używać telefonu i ograniczam to do absolutnego minimum. Na nudnej lekcji (uwierzcie ostatnio mam ich masę) najczęściej rysuję sobie koślawe gwiazdki w zeszycie, albo patyczakowe rodzinki. xD Kiedy nie ćwiczę na wf (co u nas w klasie jest czymś normalnym - serio, mało kto regularnie ćwiczy xD), zazwyczaj siedzę w szatni z koleżankami. Strasznie mnie denerwuje to, że większość z nich spędza te 45 minut w telefonie. Staram się wtedy tego nie robić i najczęściej po prostu z kimś rozmawiam, a jeśli już naprawdę nie ma się do kogo odezwać, bo wszyscy pochłonięci są telefonami, to... liczę płytki na podłodze czy coś w tym stylu. xDD No i przerwy są w moim przypadku prawie całkowicie wolne od telefonu - skupiam się na rozmawianiu, chociaż czasem używam komórki do robienia selfie, albo oglądania głupich filmików na YT.
Mam nadzieję, że ten post chociaż trochę pomoże wam odstawić na jakiś czas internet, bo nie jest to wcale trudne - trzeba tylko chcieć! :D A może wy znacie jakieś sposoby na spędzanie czasu inaczej niż wpatrując się w ekran komórki lub komputera? Koniecznie podzielcie się nimi w komentarzu. Tymczasem ja zmykam, miłego dnia wam życzę. :)

*wszystkie obrazi pochodzą z Google grafika :)