Strony

czwartek, 4 czerwca 2020

Kilka słów o tym dlaczego podobało mi się 365 dni

Gdyby nie film na stówę nie przeczytałabym tej książki. Nie tknęłabym jej kijem, bo od opinii jakie przeczytałam w internecie wywnioskowałam, że to gówno. Ale! Jakoś tak się złożyło, że pewnego lutowego wieczoru kompletnie nie było co robić, więc razem z narzeczonym i przyszłym szwagrem wybraliśmy się na ekranizację. Nie miałam absolutnie żadnych oczekiwań, chciałam po prostu jakoś zabić czas, no i dawno nie byłam w kinie, a tak się złożyło, że w moim małym mieście nic innego nie grali, więc brałam to co było. W ten oto sposób znalazłam się na sali kinowej bez wysokich oczekiwań, z chęcią spędzenia czasu nieco inaczej niż siedząc w domu. No i zaczęło się.

Naprawdę nie spodziewałam się, że ten film mi się spodoba. Nie jestem fanką polskich filmów, ale tutaj w zasadzie nawet nie bardzo dało się odczuć, że to polski film, ze względu na to, że większość dialogów była po angielsku, były napisy (co ogromnie lubię, naprawdę uwielbiam napisy w filmach i serialach), no i co najważniejsze - nie było głośnego tupania! (Już tłumaczę - otóż moim zdaniem w polskich filmach aktorzy zdecydowanie za głośno tupią, nie wiem czy to tylko jakieś moje dziwne spostrzeżenie, ale nic nie poradzę - takie mam odczucie). Na początku muszę zaznaczyć - uważam, że główna bohaterka była cholernie naiwna, głupia, ale mimo to... Oglądałam ten film z przyjemnością, co zdziwiło w sumie nie tylko mnie.

Po obejrzeniu filmu i stwierdzeniu, że był naprawdę niezły, zachciało mi się sięgnąć po książkę. No i tak się pięknie złożyło, że niedługo później na Dzień Kobiet dostałam calusieńką trylogię. Od razu zabrałam się za 365 dni i gdzieś w połowie książki zrobiłam sobie przerwę. Finalnie skończyłam ją dopiero kilka dni temu, więc jest to chyba pozycja, którą najdłużej czytałam (przynajmniej tak mi się wydaje). Po skończeniu książki stwierdzam, że film chyba bardziej mi się podobał, aczkolwiek papierowa wersja tejże historii wcale nie była taka zła. Wniosek jest jeden - nawet jeśli wszędzie dookoła Ciebie trąbią, że coś jest gównem, wcale nie oznacza, że, Ty również będziesz miał podobne zdanie. Grunt to próbować na własnej skórze i to tyczy się nie tylko książek, ale i całej reszty - filmów, seriali, jedzenia, picia... Chyba wiecie o co mi chodzi? ;)

Jak już zdążyłam zauważyć podczas oglądania filmu - Laura Biel jest głupiutką naiwną dziewczyną, a Massimo to kawał dupka. Jednak! Jednak coś w tym dupku mi się spodobało. Absolutnie nie jest to sposób w jaki traktował kobiety, ale wydaje mi się że autorka dosyć dobrze podkreśliła, że do niczego tych kobiet nie zmuszał. Z tego co wywnioskowałam wychodzi na to, że one same pchały mu się do łóżka i nawet w momencie gdy Massimo przeginał i wręcz krzywdził te kobiety, one w żaden sposób nie protestowały (proszę, poprawcie mnie jeśli się mylę). W żadnym wypadku nie popieram tego jak odnosił się w stosunku do tych kobiet, powiedzmy otwarcie, że wykorzystywał je do zaspokojenia swoich fantazji seksualnych, ale coś w tej postaci w jakiś niewyjaśniony nawet dla mnie sposób, przykuło moją uwagę.

Nie da się ukryć, że 365 dni to nie jest ambitna literatura, ale przecież nie wszystkie książki takie są. Czasem trzeba się trochę wyluzować i właśnie po to potrzebne są tego typu historie. Massimo to drań i nie neguję tego w żaden sposób, a Laura to głupiutka, lekkomyślna i naiwna istota, ale kurczę w ich historii było coś co mnie urzekło. Massimo to gość niebezpieczny, złowrogi, ale momentami był czuły i nawet delikatny. To postać, o której nie mam jeszcze do końca wyrobionego zdania i może to się zmieni jak już sięgnę po kolejne tomy. Jest to kontrowersyjny bohater, ale to czyni go w moim mniemaniu także wyjątkowym. O tej postaci można by dosyć długo dyskutować i wymieniać się poglądami odnośnie jego postawy i zachowania i właśnie to jest fajne. Lipińska wykreowała kogoś o kim można podyskutować, kogoś kto potrafi wywołać w ludziach naprawdę skrajne emocje. Za to cenię jej powieść. Kontrowersje wokół niej sprawiają, że to historia, o której dużo się mówi i według mnie to jest naprawdę fajne.

To co bardzo mi się podobało w filmie to ujęcia oraz muzyka. Właśnie te dwa czynniki sprawiły chyba, że ostatecznie bardziej spodobała mi się ekranizacja, niż książka. Oczywiście nie da się porządnie zrecenzować zarówno filmu jak i książki tego typu, bez wspomnienia o scenach erotycznych, których w tym przypadku było bardzo dużo. No cóż, umówmy się - to typowy erotyk, więc można się spodziewać pewnych scen. O ile w filmie nawet mi się one podobały (no może oprócz tej słynnej w samolocie), o tyle w książce już niekoniecznie. Nie mówię, że były tragicznie napisane, bo nie były, natomiast uważam że autorka trochę za bardzo poszalała w tym temacie i niektóre opisy budziły we mnie coś na kształt zniesmaczenia, ale nie wpłynęło to jakoś znacząco na mój odbiór tej pozycji. Uważam, że niektórych opisów autorka mogła nam oszczędzić. Bardzo możliwe, że moje zdanie na ten temat wynika z tego, iż był to chyba pierwszy typowy erotyk jaki miałam okazję czytać, ale planuję sięgać częściej po książki z tego gatunku, więc być może moje zdanie się zmieni za jakiś czas, jak będę już miała możliwość porównania tej pozycji, z innymi tego typu.

Teraz zbierzmy to wszystko do kupy.

365 dni to pozycja nie dla każdego, do tego typu książek trzeba mieć pewną dojrzałość, ale to chyba nic odkrywczego. Główna bohaterka jest naprawdę głupiutka, a główny bohater to postać cholernie specyficzna, budząca masę kontrowersji. Scen seksu jest tu naprawdę sporo, więc jeśli nie przepadacie za tego typu scenami to odpuście sobie tę książkę. Nie jest to powieść ambitna, powiedziałabym, że to typowy odmóżdżacz, ale i takie książki są potrzebne. Umówmy się - każdy potrzebuje jakiejś chwili wytchnienia, wyluzowania. Uważam, że film był lepszy niż książka, ale i ona jest warta uwagi. Jestem naprawdę zaskoczona faktem, że w gruncie rzeczy podobała mi się historia stworzona przez Blankę Lipińską i skłamałabym gdybym Wam napisała, że książka była gówniana, bo w moim odczuciu - nie była. Jestem bardzo ciekawa jakie jest Wasze zdanie o Massimo i o całej tej historii, bardzo chętnie poczytam Wasze komentarze na ten temat. Moim zdaniem bez wysokich oczekiwań śmiało można się zabrać za tę pozycję i w niedługim czasie planuję zagłębić się w dalsze losy Laury i Massima.